Stoję
ledwo przytomna, przed bramą parku. Wciąż walczę ze swoją
bezsennością, dlatego też udało mi się zasnąć
dopiero nad ranem. Co ma dzisiaj fatalne skutki. Nie mam pojęcia
dlaczego dałam ci się namówić na bieganie, w dodatku jeszcze
bladym świtem. Przecież to kompletne szaleństwo, a moja kondycja
jest w fatalnym stanie. Mimo wszystko, po twoich nieustannych namowach, uległam. Byłeś jedną z niewielu osób, którym nie
potrafiłam odmawiać. A jeśli już nawet musiałam, to z ogromnymi
trudnościami.
-
Jeśli to ma mnie przekonać, że życie jest wspaniałe. To
wyjątkowo marnie ci idzie - mówię w twoją stronę od razu, gdy
tylko się pojawiasz.
-
Minie trochę czasu i zmienisz zdanie. Poza tym lekki rozruch,
to świetny sposób na rozpoczęcie dnia - słyszę, po tym jak
rozpoczynasz lekki trucht.
-
Chyba dla ciebie. Ja nie jestem sportowcem. Więc może ty sobie
pobiegaj, a ja w tym czasie sobie na ciebie poczekam na jednej z
ławek i porozmyślam - próbuję cię przekonać do swojego pomysłu.
Odnosi to jednak marny skutek.
-
Mowy nie ma. Na rozmyślanie miałaś już wystarczająco dużo
czasu. Idziemy - niecierpliwisz się i chwytając swoją dłonią za
mój nadgarstek, ciągniesz za sobą.
Następną
godzinę spędzamy na przemierzaniu alejek parku. Doskonale
wiem,
że z dużą trudnością dostosowujesz się do mojego żółwiego
tempa. Jednak dzielnie trwasz przy mnie i znosisz moje nieustanne
narzekania.
-
Mówiłam ci, że to fatalny pomysł abym ci tutaj towarzyszyła -
odzywam się zniechęconym głosem, kiedy udaje się nam okrążyć
park.
-
Wcale tak nie uważam. Zazwyczaj biegam sam, więc miło było dla
odmiany mieć kogoś obok - mówisz z przesadnym entuzjazmem,
którego
w żadnym stopniu nie podzielam.
-
To coś sprzed chwili nazywasz bieganiem? Chyba ślimaka.
Przyznaj, że jestem po prostu beznadziejna. Sama mam tego pełną
świadomość - wywołuję u ciebie sprzeciw tymi słowami.
-
Nie jesteś beznadziejna. Każdy kiedyś zaczynał. I tak poradziłaś
sobie lepiej niż myślałem - staram się uwierzyć w twoje
zapewnienia. Nie wychodzi mi to jednak najlepiej.
-
Wracamy? - pytam cię, licząc na twoją twierdzącą odpowiedź.
Kiwasz głową i ruszamy w drogę powrotną.
Podczas
pokonywania kolejnych ulic, opowiadasz mi o tym jak spędziłeś
ostanie dni. Słucham o twoich treningach, kolegach i ich
zwariowanych pomysłach.
Dzięki
temu, nawet nie zauważyłam, iż znaleźliśmy się pod moim
mieszkaniem.
Uparłeś
się, że mnie odprowadzisz, mimo dużego nadłożenia drogi. Byłam
pod wrażeniem twojej troski o mnie, przecież wcale nie musiałeś
robić tego wszystkiego.
-
Może wejdziesz na górę? Zapraszam - zaskakuję cię swoją
propozycją. Czuję
jednak, że nie chcę się jeszcze z tobą rozstawać.
-
Czyżbyś coraz bardziej się do mnie przekonywała? Oczywiście, że
nie odmówię sobie skorzystania z takiego zaproszenia - z
zadowoleniem podążasz za mną po schodach.
Rozglądasz
się z ciekawością po moim małym mieszkaniu, chcąc zapewne na
podstawie tego, dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Wciąż
jestem bardzo skryta i niewiele zdradzam informacji o
sobie. Dlatego szukasz innych sposób na poznanie mojej
osobowości.
-
Napijesz się kawy? Herbaty? - pytam, odrywając cię od oglądania
zdjęć, znajdujących się na komodzie.
-
Kawa będzie idealna. Masz naprawdę
piękny uśmiech, chciałbym go kiedyś zobaczyć na żywo -
wskazujesz na ramkę z fotografią, na której szeroko się
uśmiecham, a wiatr rozwiewa mi włosy na wszystkie strony. Pamiętam
ten dzień przed dwoma laty, kiedy zostało zrobione. Były to
pamiętne wakacje z Christianem. Ostatnie wspólne, kiedy
towarzyszyła mi taka beztroskość i poczucie wolności.
Wspomnienia z tamtego okresu, przelatują mi przed oczyma,
wywołując poczucie tęsknoty.
-
Niestety, nie jestem ci w stanie tego obiecać - wracam do
rzeczywistości i kieruję się do kuchni, starając się nie
dopuścić do siebie dołujących myśli.
-
Od przyszłego miesiąca,
mam zamiar
wrócić
do
pracy - informuję cię o swojej decyzji. Długo się wahałam, ale
uznałam, że będzie to najlepszy moment.
-
Cieszę się. Na pewno wyjdzie ci to na dobre - wydajesz się
zadowolony z tego, co słyszysz.
-
Mam taką nadzieję - dobrze jest czuć, że mam u ciebie
wsparcie.
Wpatruję
się w twoją twarz odrobinę za długo, przez co natrafiam na twoje
przenikające spojrzenie.
Miałam wrażenie, że przenika ono do najgłębszych zakamarków
mojej duszy. Odkrywając przy tym, wszystkie moje lęki i strach
przed przyszłością.
Przerywam
to dziwne, chwilowe połączenie między nami i wstaję szybko od
stołu. Podchodzę do okna i wpatruję się w przestrzeń znajdującą
się za
nim. Nieoczekiwanie stajesz za mną i niepewnie kładziesz swoją
dłoń na moim ramieniu. Staram się zapanować nad dreszczami
przechodzącymi po moim ciele. Dziwnie reaguję na twoją bliskość,
przez co staram się sobie wmówić, że to z powodu zbyt długiego
braku kontaktu z innymi ludźmi. Nawet nie wyobrażam sobie,
dopuszczenia do siebie innego wytłumaczenia tego zjawiska.
Nagle
dopada mnie poczucie, że całe moje starania na wyrwanie się z tego
stanu, w którym trwam są bezsensowne. To się nie może udać,
jestem
za słaba na pokonanie tego wszystkiego.
Zaczynam
płakać, tracąc całe opanowanie jakie budowałam podczas ostatnich
dni. Wszystkie obawy i nękające mnie czarne myśli, wracają ze
zdwojoną siłą.
Odwracasz
mnie w swoją stronę i bez żadnego słowa, przytulasz do siebie.
Chcąc w jakiś sposób mi pomóc. Przylegam
do ciebie całą sobą, a łzy spływające z moich policzków, plamią twoją koszulkę.
-
Przepraszam za tą chwilę słabości. Czasami zdarzają mi się
takie chwile zwątpienia, bez żadnego większego powodu - mówię,
gdy tylko uspokajam się na tyle, że jestem w stanie zapanować nad
swoim drżącym głosem. Odsuwam się od ciebie, choć najchętniej
wcale bym tego nie robiła. Ponownie zajmuję swoje wcześniejsze
miejsce i chwytam w dłonie kubek z herbatą, aby móc skupić swoją
uwagę na czymś innym niż twoja osoba.
-
Nie masz za co przepraszać. Przecież to jasne, że na wszystko
potrzeba czasu. I tak zrobiłaś, moim zdaniem olbrzymie postępy -
jestem ci wdzięczna za te słowa otuchy. Motywacji do walki, dodaje
mi twoja wiara w moją
osobę.
-
Za godzinę mam trening. Nie powinnaś jednak zostawać teraz sama.
Może postaram się coś wymyślić i posiedzę
tu
z tobą? - nie mogę zaakceptować tej propozycji.
-
Mowy nie ma. Nie będziesz przeze mnie zaniedbywać swoich
obowiązków. I tak wystarczająco dużo dla mnie robisz. Zbieraj się
- widzę jak z niechęcią udajesz się do wyjścia, nie będąc do
końca przekonany, czy robisz słusznie.
-
Ale ma pewno sobie poradzisz? - przed samym wyjściem, chcesz się
upewnić, czy
możesz mnie zostawić samą.
-
Nic mi nie jest. Skoro przez tyle miesięcy radziłam sobie jakoś.
To teraz, tym bardziej dam sobie radę. Pośpiesz się, bo inaczej
się spóźnisz - próbuję cię uspokoić i sprawić, żebyś
przestał się o mnie martwić.
Zamykam
za tobą drzwi, zastanawiając się, jak zorganizować sobie resztę
dzisiejszego dnia.
Kolejne
dni, upływają mi w atmosferze spokoju i ponownego budowania swojego
życia, które znajdowało się w gruzach. Dzisiejszego dnia
natomiast, ponownie znajduję się w miejscu, gdzie wszystko się
zaczęło.
-
Muszę przyznać, że dostrzegam widoczne postępy w twoim
zachowaniu i nastawieniu - odbywam kolejną wizytę u doktora
Spellera - Oby tak dalej - cieszy mnie pochwała z jego ust,
ponieważ to
dowód na to, że zmierzam we właściwym kierunku. Mam
nadzieję, że pokonałam już największe przeszkody, przygotowane
mi przez los i z każdym dniem będzie mi łatwiej. Jest jednak pewna
sprawa, która wywołuje u mnie poczucie niepokoju.
-
Dziękuję. Za całą cierpliwość i wyrozumiałość w stosunku do
mnie - zdaję sobie sprawę, że moje wcześniejsze zachowanie
musiało być trudne do zniesienia. Byłam
niezwykle trudnym do współpracy przypadkiem.
-
Mam tylko nadzieję, że zbliżająca się rocznica tych tragicznych
wydarzeń, przez
które się tutaj znajdujesz. Nie
spowoduje powrotu do punktu wyjścia - od kilku już dni, obawiam się
nadejścia tej daty. Nie mam pojęcia, jak zareaguje na powrót do
tych traumatycznych dla
mnie wspomnień.
-
Staram się o tym nie myśleć, ale im bliżej tego dnia tym czuję
większy niepokój. Boję się, że ponownie wszystko do mnie wróci
i na nowo będę wszystko roztrząsać.
Zastanawiając się jak mogłam tego uniknąć - zmierzam się ze
swoich największych obaw mojemu rozmówcy.
-
Na pewno ktoś powinien przy tobie być w tym szczególnie
trudnym dla ciebie
dniu. Ktoś w kim masz wsparcie i pomoże
ci przez to przejść. Posiadasz taką osobę? - zastanawiam się nad
zadanym pytaniem. Przez
myśl przechodzi mi twoja osoba.
-
Być może - odpowiadam jednak
nieprzekonana.
Przecież nie mogłam od ciebie wymagać, że będziesz na każde
moje zawołanie. Dodatkowo nieustannie znosić moje wahania
nastrojów.
Po
skończonej wizycie, wychodzę
na zewnątrz, rozglądając się dookoła. A na moje usta wpływa
delikatny, ledwo zauważalny uśmiech. Tak jak obiecałeś,
zaczekałeś na mnie. Wcale nie musiałeś tego robić, przecież
mogłeś wykorzystać tą ostatnią
godzinę na dużo pożyteczniejsze rzeczy.
Z
lekkim niepokojem uświadamiam sobie, że zbyt mocno zaczynam się do
ciebie przywiązywać, co może doprowadzić mnie do nieuchronnej
zguby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz