Strony

sobota, 9 września 2017

Wspomnienie Czwarte


Snuję się po domu, próbując posprzątać wszechobecny bałagan. To jeden z pierwszych kroków, próby wrócenia do normalności. Postępuje według wskazówek doktora Spellera, który uważa, że powinnam zacząć od drobiazgów, czegoś co może nie jest najważniejsze, ale pomoże stopniowo dotrzeć do sedna moich problemów.
Nigdy wcześniej nie dopuściłabym do takiego nieporządku. To kolejny dowód na to, jak jest ze mną źle.
Odkładając książkę na właściwą półkę, słyszę dźwięk mojego telefonu. Jest to dla mnie coś niespotykanego w ostatnim czasie. Telefon najczęściej milczał, za wyjątkiem co tygodniowej kontroli mojej mamy, która sprawdzała czy jeszcze w ogóle żyję. Próbuję go teraz odszukać, nie pamiętając gdzie ostatnim razem go położyłam.
Po intensywnych poszukiwaniach, znajduję go na stoliku pod gazetą. Ale na odbiór połączenia, jest już za późno. 


Jednakże ktoś jest bardzo zdeterminowany, aby ze mną porozmawiać, ponieważ dzwoni kolejny raz.
- Słucham - słyszę swój niepewny głos. Z powodu nie wiedzy z kim rozmawiam.
- Elina? Już się bałem, że podałaś mi zły numer - mówisz wesołym głosem, który od razu rozpoznaję. Zawsze wypowiadałeś moje imię w charakterystyczny sposób, w jaki nikt inny nie potrafił. 
- Nie spodziewałam się usłyszeć cię tak szybko, Stefanie. A wracając do twojego pytania, niby dlaczego miałabym to zrobić? - pytam, nie rozumiejąc twojego niepokoju.
- Bo od samego początku próbujesz mnie zbyć, nie dając nam nawet najmniejszej możliwości na poznanie siebie nawzajem  - zwracasz się do mnie otwarcie. Zdążyłam już zauważyć, że jesteś niezwykle bezpośredni i najczęściej mówisz to, co myślisz.
- Za to ty, robisz wszystko abym zmieniła zdanie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego, tak bardzo ci na tym zależy - chcę poznać twój powód, dla którego zadajesz sobie tyle trudu.
- Ponieważ cię polubiłem. I myślę, że dobrze by nam się rozmawiało. Nie chciałabyś się przekonać, czy mam rację?  - próbujesz mnie nakłonić do zmiany zdania.
Zastanawiam się, co mam ci odpowiedzieć. Toczę wewnętrzną walkę pomiędzy tym, że powinnam ostatecznie ci odmówić, bo to jedyne słuszne rozwiązanie tej sytuacji, a tym że wcale tego nie chcę. Bo choć ci się do tego bym w życiu nie przyznała, to też zaczynałam powoli, pałać do Ciebie sympatią.
- A gdybym może chciała. Co byś zaproponował? - przypominam sobie o metodzie małych kroków, której mam się trzymać i uważam, że towarzyskie spotkanie jest jednym z nich. Muszę w końcu zacząć wychodzić do ludzi, a nie chować się przed całym światem, we własnych czterech ścianach.
- To samo, co ostatnio. Kiedy mi kategorycznie odmówiłaś. Liczę tylko na to, że teraz odpowiedź będzie pozytywna - wyczuwam twoje zniecierpliwienie i postanawiam nie trzymać cię dłużej w niepewności. 
- Zgoda. Przekonasz się jednak, że zupełnie nie potrzebnie zadałeś sobie tyle trudu. To będzie jedno z najnudniejszych spotkań w twoim życiu - staram się ciebie uprzedzić, że nie jestem kimś, kto dostarcza niezapomnianych wrażeń. 
- To się jeszcze okaże. Już teraz jednak wiem, że się mylisz - po tych słowach, umawiamy się jutro na spotkanie w jednej z  kawiarni, usytuowanej w centrum miasta. 

Tuż po zakończeniu naszej rozmowy, czuję się przestraszona tym, na co się zgodziłam. Nie jestem pewna, czy nie rzuciłam się na głęboką wodę i będę potrafiła wytrzymać kilka godzin w tłumie szczęśliwych osób, spędzających beztrosko czas.
Zbyt długo stroniłam od ludzi, tracąc praktycznie wszystkich znajomych. Odpychałam ich od siebie, nie dając sobie w żaden sposób pomóc, aż zupełnie stracili zainteresowanie kontaktem ze mną. Poddali się, uznając że nie ma już dla mnie żadnej nadziei. Zostałam sama, a  dotychczas nie chciałam, a przede wszystkim nie potrafiłam czegokolwiek zmieniać. Ostatnio zrozumiałam jednak, że wcale nie chcę tak dłużej egzystować i nareszcie dorosłam do decyzji, że czas spróbować pogodzić się z tym, co się stało i zacząć żyć teraźniejszością. Nie będzie to proste i pewnie tysiące razy będę chciała się poddać. W końcu nie da się tak łatwo zapomnieć o kimś, kto był miłością twojego życia i zaakceptować, że już więcej nie będzie dane go ujrzeć. To jednak ostatni moment na to, żeby zmienić kurs, prowadzący mnie do nicości. 
Z lekkim niepokojem, ale też niespotykaną często ciekawością dotyczącą naszego jutrzejszego spotkania, wracam do czynności, które wykonywałam przed twoim telefonem. 

Przekraczam próg kawiarni, w której byliśmy umówieni. Rozglądając się w poszukiwaniu ciebie. Przyglądam się obcym osobą, które zajmują praktycznie wszystkie wolne miejsca. Po krótkiej chwili, dostrzegam cię przy jednym ze stolików, położonych w dalszej części sali, wpatrujesz się w okno, intensywnie nad czymś rozmyślając. 
Punktualność to kolejna cecha jaką w tobie dostrzegłam. Z każdym kolejnym spotkaniem, odkrywałam poszczególne elementy, składające się na twój charakter i osobowość. W mojej głowie, tworzył się powoli spójny obraz twojej osoby. 
Idę powolnym krokiem w kierunku zajmowanego przez ciebie miejsca, starając się zachować spokój i udawać, że wcale nie przeszkadza mi ten kawiarniany gwar i obecność tylu otaczających mnie ludzi. Biorę głęboki wdech i staram się pozbyć swojego zdenerwowania. 
- Cześć - mówię gdy znajduję się blisko ciebie, zwracając twoją uwagę.
- Witaj. Cieszę się, że już jesteś - uśmiechasz się szeroko. Wyrażając w ten sposób swoje zadowolenie. 
Zajmuję miejsce na przeciwko ciebie, zastanawiając się jak dalej potoczy się to spotkanie. O czym mamy, tak właściwie rozmawiać? Zupełnie nie wiem, jaki temat poruszyć. Przez co zaczynam czuć się niezręcznie. 
- Całkiem ładna dziś pogoda, nieprawdaż? - to chyba najgłupsze, co mogłam powiedzieć próbując rozluźnić atmosferę.
- Naprawdę będziemy rozmawiać o pogodzie? Są chyba ciekawsze tematy do poruszenia. Może opowiesz mi coś o sobie? - patrzę na ciebie, odczuwając zawstydzenie z powodu twojego przenikającego spojrzenia. 
- Nie mam zbyt wiele do przekazania. Oprócz tego, że nie jestem rodowitą Austriaczką. Moja mama jest Szwajcarką. Mimo to, mieszkam tutaj od urodzenia. Jestem, a właściwie byłam, tłumaczem w jednym z tutejszych wydawnictw. W zeszłym roku, straciłam wszelkie chęci do życia. Sam się zresztą pewnie domyślasz, że mam problemy, inaczej nie spotkałbyś mnie pod gabinetem doktora Spellera  - postanawiam wyjawić całą prawdę, abyś zrozumiał że nasza znajomość nie ma większego sensu. 
- Jesteś w stanie opowiedzieć mi, co doprowadziło cię do takiego stanu? - pytasz niepewnie. Dostrzegam w twoim spojrzeniu, ten sam strach i niewiedzę, jak ze mną dalej postępować. Reagujesz dokładnie tak samo jak większość osób, którzy odkryli tę część prawdy o mnie. Jestem tym lekko zawiedziona, ponieważ miałam cichą nadzieję, że z tobą będzie inaczej niż z wszystkimi innymi. Mam dość współczucia i litościwych spojrzeń, które tak naprawdę nic nie znaczą. 
- Straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Mój narzeczony zginął w wypadku, wracając z odwiedzin u swoich rodziców. Powinien był zrobić to dopiero następnego dnia, ale poprosiłam go o to, by wrócił wcześniej. Dostałam grypy i nie radziłam sobie najlepiej. W jednej chwili  straciłam wszystko, zostając sama z roztrzaskanym w drobne kawałeczki sercem. Nie potrafię się z tym pogodzić, coraz bardziej pogrążając się w depresji. Wszyscy są bezradni, nie mają pojęcia jak mogą mi pomóc.

To wszystko moja wina, gdyby nie ja, nadal by żył - czuję, że mój głos zaczyna drżeć. Próbuję powstrzymać napływające do moich oczu łzy, wiedząc że to najgorszy moment na ponowną rozpacz. Jednak wspominanie na nowo tego wszystkiego, jest dla mnie koszmarem. 
- Bardzo mi przykro. Nikt nie zasłużył, aby doświadczyć czegoś takiego. To musi być dla ciebie bardzo trudne. Jednak nie możesz myśleć, że to przez ciebie. Nawet w najmniejszym stopniu, nie jest to twoją winą. Tak widocznie musiało być. Musisz to zrozumieć i przestać się obwiniać, za coś na co nie miałaś wpływu - ściskasz delikatnie moją dłoń leżącą na stoliku. Zaskakujesz mnie tym gestem. Nie jestem gotowa na jakąkolwiek bliskość drugiego człowieka, dlatego zabieram dłoń z miejsca, które zajmowała i chowam ją pod stołem. Równocześnie dostrzegam twoje rozczarowanie, z powodu odrzucenia próby pocieszenia.
- Słyszałam to już tysiące razy. To tylko puste słowa, bez żadnego pokrycia. Dla mnie życie stało się szare i bezsensowne. Nikt tego nie zrozumie - mówię z poczuciem złości.
- Pozwól mi więc spróbować sprawić, że zmienisz zdanie - zaskakuje mnie twoja odpowiedź. Myślałam, że po tym wszystkim, co usłyszałeś dasz sobie ze mną spokój. Po co ci nieustanne wysłuchiwanie złości i pretensji na temat życia, takiej osoby jak ja?
- O czym ty mówisz? - nie rozumiem twojej dziwnej propozycji.
- O tym, że udowodnię ci, iż wciąż możesz cieszyć się życiem i odzyskać jego sens - jesteś wręcz przekonany, że to  możliwe do zrealizowania.
- Nie rozumiem. W jakim celu chcesz zadać sobie tyle niepotrzebnego trudu? - próbuję dowiedzieć się, dlaczego aż tak ci na tym zależy.
- Ponieważ chcę ujrzeć na twojej twarzy szczery i niczym nie wymuszony uśmiech. Chcę porozmawiać z tobą o błahych tematach, wiedząc że nie zaprzątasz sobie wtedy myśli czymś zupełnie innym. A przede wszystkim, chcę poznać tą prawdziwą Elinę, którą byłaś kiedyś - szczerość twoich słów mnie oszałamia. Nie spodziewałam się, usłyszeć czegoś takiego. 
- A co z tobą? Z czym takim się zmagasz, że także potrzebujesz pomocy? - skoro ja się przed tobą otworzyłam, to chcę tego samego w zamian.
- Przy twoim dramacie, to właściwie nic nie znacząca błahostka. Po prostu, nie radzę sobie najlepiej z porażkami. Przez co nie kontroluję swoich napadów złości. Dostałem ultimatum, że albo coś z tym zrobię, albo trener odsunie mnie od kadry - to właśnie wtedy, dowiedziałam się, kim naprawdę jesteś. Zupełnie mnie tym zaskoczyłeś, a ja uświadomiłam sobie, jak bardzo odpłynęłam od rzeczywistości. Skoro nie miałam wcześniej pojęcia, że mam do czynienia z jedną z dum narodowych. Poczułam się jeszcze bardziej zażenowana niż do tej pory. 




Dalsza rozmowa potoczyła się już gładko. Rozmawialiśmy ze sobą, jakbyśmy znali się od wielu lat i byli najlepszymi przyjaciółmi. Zniknęło całe zdenerwowanie i strach przed oceną. Pomogło mi w tym twoje pozytywne nastawienie. Od dawna potrzebowałam czegoś takiego. Kogoś kto mnie wysłucha i nie będzie próbował za wszelką cenę, przekonać mnie do swoich racji. Po prostu potrzebowałam, kogoś takiego jak ty.




Po opuszczeniu kawiarni, daję ci się namówić na krótki spacer. Idziemy obok siebie, podziwiając kwitnące drzewa i krzewy. Lato od zawsze było, moją ulubioną porą roku. Ostatnio tylko zapomniałam jak powinnam je wykorzystywać.
- Wciąż nie udzieliłaś mi odpowiedzi, czy dasz mi szansę na kontynuację naszej znajomości - wracasz do początku naszego spotkania.
- Zastanawiałam się nad tym i chyba mnie przekonałeś, że powinnam dać ci szansę. Nie wiem tylko, czy ma to jakiś większy sens, ale możemy spróbować - może to właśnie ty jesteś tą właściwą osobą, której w jakimś stopniu uda się do mnie dotrzeć.
- Podjęłaś dobrą decyzję - nie komentuję twojej wypowiedzi, skupiając się na oglądaniu pięknego zachodu słońca. Żegnam odchodzący dzień z poczuciem smutku, ponieważ jest jednym z niewielu, które mogę zaliczyć do udanych w ostatnich miesiącach. Na pewno jednak, dodał mi energii i wiary, że może nie być jedynie wyjątkiem od otaczającej mnie szarości. 



- Gdybyś tylko poczuła potrzebę rozmowy z kimś. Możesz do mnie zadzwonić, nie ważne o jakiej porze. Jestem do usług - słyszę od ciebie na pożegnanie.
- Dziękuję za taką możliwość. Nadal nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego robisz to wszystko - nie wiele osób byłoby w stanie, tak się zaangażować w coś nie przynoszącego żadnego zysku.
- Czasem warto zrobić coś dobrego dla innych. A ty jesteś tego warta - kończysz tajemniczo i odchodzisz, nie dając mi szansy na wyciągnięcie z ciebie czegoś więcej.



Wchodzę do zajmowanego przeze mnie mieszkania z dziwnym uczuciem wiary w to, że w moim życiu coś drgnie i jeszcze kiedyś będzie dobrze. Oraz z poczuciem, iż znalazłam kogoś, kto będzie w stanie naprawdę mnie zrozumieć. Zaczynałam wierzyć, że okażesz się dobrym materiałem na kogoś , w rodzaju przyjaciela. Staram się mimo wszystko zachować rozsądek, przy tej całej niespodziewanej euforii i zbytnio się nie przyzwyczajać, aby kolejny raz się nie rozczarować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz