Strony

środa, 25 października 2017

Wspomnienie Czternaste




Podczas krótkiej przerwy w pracy. Spaceruję alejkami parku, pośród różnokolorowych liści, symbolizujących nadejście późnej jesieni. To nigdy nie była moja ulubiona pora roku, jednak tym razem zupełnie mi ona nie przeszkadza. Ostatnio mam zbyt dobry nastrój, aby nawet przygnębiający widok za oknem, mógł mi go zepsuć.


Czekam na twoje pojawienie,które jest powodem moej wizyty w tym miejscu nalegałeś na nasze spotkanie, chcąc porozmawiać ze mną, o czymś nie cierpiącym zwłoki. Nie mam pojęcia, czego może to dotyczyć, dlatego też czuję lekkie zdenerwowanie. Nie lubię, nie wiedzieć co mnie czeka.



Po niekończącym się oczekiwaniu, nareszcie dostrzegam cię z daleka. Biegnącego w moją stronę.
- Przepraszam za spóźnienie. Ale były straszne korki - zaczynasz na powitanie, całując mnie w policzek.
- Rozumiem, nic się nie stało. A więc, co jest aż tak ważne i pilne, że nie mogłeś powiedzieć mi tego przez telefon? - pytam, chcąc poznać powód naszego niezaplanowanego spotkania.
- Pomyślałem sobie, że może moglibyśmy wyjechać gdzieś w najbliższy weekend i spędzić go tylko we dwójkę? Wiesz, że za chwilę rozpoczyna się sezon i nie będzie już do tego okazji - zaskakuje mnie ta nieoczekiwana propozycja.
- Masz coś konkretnego na myśli? - ciekawi mnie, gdzie mielibyśmy spędzić ten czas.
- Moi rodzice mają mały domek w jednej z miejscowości, położonej u podnóża Alp. W dzieciństwie spędzałem tam, praktycznie każde wakacje. Pomyślałem, że to idealne miejsce, szczególnie że kiedyś mówiłaś, iż uwielbiasz góry. A krótki odpoczynek na pewno dobrze nam zrobi. Więc, co ty na to? - coraz bardziej podoba mi się ten pomysł. Szczególnie jeśli pomyślę, że niedługo, przestaniemy widywać się tak często. Nasz kontakt, drastycznie się ograniczy. Biorąc pod uwagę twoje nieustanne wyjazdy i treningi.
- Zgoda. Pojedźmy tam. - widzę twój szeroki uśmiech zadowolenia, na moją odpowiedź.
- Strasznie się cieszę, że się zgodziłaś. Nie mogę się już doczekać - sama także zaczynałam odczuwać ekscytację, na myśl o zbliżającym się weekendzie. Dawno już nigdzie nie byłam, a w dodatku będę miała cię przez dwa dni, tylko dla siebie.

Spacerujemy jeszcze przez chwilę, rozmawiając o mojej pracy i twoich treningach. Jednak w momencie, gdy spoglądam na swój zegarek, wiem że muszę wracać do pracy, ponieważ moja przerwa dobiega końca.
- Stefan, niestety muszę iść. Inaczej się spóźnię i będę musiała się tłumaczyć - informuję cię, choć najchętniej zostałabym tu z tobą.
- Naprawdę już musisz iść? - kiwam potakująco głową. Wiedząc, że czeka mnie dziś jeszcze dużo do zrobienia.
- W takim razie miłej pracy - uśmiecham się w twoją stronę.
- Do zobaczenia - chcę już iść, ale mnie powstrzymujesz. Chwytając za rękę, odwracając przy tym w swoją stronę i przyciągając do siebie. Następnie składasz na moich ustach czuły pocałunek.
- Teraz możesz iść - słyszę, gdy odsuwamy się od siebie. Nie mówię nic więcej i podążam w stronę wyjścia z parku z uśmiechem na ustach. Ostatnio nie mogłam się na niczym skupić, myśląc wyłącznie o tobie, co zaczynało być dla mnie niepokojące. Jeszcze nikt w moim dotychczasowym życiu, nie potrafił tak mną zawładnąć.




Gdyby ktoś parę miesięcy wcześniej, powiedział mi że znowu zacznę być zadowolona z życia, za nic bym nie uwierzyła, uważając jedynie, że ktoś posiada przesadnie wybujałą wyobraźnię. Jednak tak się stało, na dodatek z każdym dniem, byłam coraz bardziej zakochana. Budziło to moje coraz większe obawy, ponieważ wciąż nie miałam pojęcia, czy moje uczucia są, choć w minimalnym stopniu odwzajemnione. Mimo wszystko starałam się, zbyt często o tym nie myśleć i żyć chwilą. Nie wybiegając przy tym zbytnio w przyszłość, ani snuć jakichkolwiek planów, dotyczących naszej wspólnej przyszłości. 





Kolejne dni tygodnia, dzielące mnie od weekendu. Dłużyły mi się w nieskończoność. Wydawało mi się, że czas stanął w miejscu i zwyczajnie robi mi na złość. Gdy wskazówki zegarów w ślamazarnym tempie, odmierzały kolejne godziny. Na szczęście jakoś dotrwałam do piątkowego popołudnia.
Teraz pozostało mi się tylko spakować, co wcale nie okazało się łatwym zadaniem. Nie miałam pojęcia, co mam ze sobą zabrać. Wszystko wydawało mi się nieodpowiednie.



W końcu, po upływie jakiś dwóch godzin, mogę odetchnąć z ulgą i zamknąć swoją walizkę. Gotową na nadchodzący wyjazd. Po krótkim zastanowieniu, czy aby na pewno niczego nie zapomniałam, odkładam niepotrzebne rzeczy z powrotem do szafy. Próbując posprzątać bałagan, który zrobiłam.



Wieczorem, aby wypełnić czymś swój wolny czas, oglądam niezbyt interesujący film. Zupełnie nie skupiam się na fabule, a moje myśli płyną w zupełnie innym kierunku. Rozmyślam o ostatnich wydarzeniach, które miały miejsce. Na nowo je odtwarzając. 



- Naprawdę nie musiałeś się fatygować i specjalnie wchodzić po tych schodach, tylko po to żeby wziąć moją walizkę. Sama bym sobie z nią poradziła - mówię, schodząc za tobą na dół. Uparłeś się, żebym poczekała na ciebie w swoim mieszkaniu.
- Chyba sobie żartujesz. Na pewno nie stałbym i się przyglądał, jak się z tym męczysz. Wiem, że starasz się być samodzielna, najbardziej jak się tylko da, ale czasem możesz dać sobie pomóc - odpowiadasz, a ja nie zamierzam się o to dłużej sprzeczać.



Podróż upływa nam w bardzo miłej atmosferze. Przez co nawet nie zauważam, kiedy jesteśmy na miejscu.
Wychodząc na zewnątrz, dostrzegam drewniany domek. Stojący z dala od innych na lekkim uboczu, otoczony wieloma drzewami. Za nim rozpościera się, przepiękny widok na majestatyczne Alpy. Bardzo mi się tutaj podoba i czuję, że ten wyjazd może okazać się bardzo udany.


- Podoba ci się? - pytasz, obejmując mnie w pasie.
- Tutaj jest przepięknie - zachwycam się widokiem, starając się zapamiętać wszystko ze szczegółami.
- Są tutaj miejsca, gdzie widok jest jeszcze lepszy. Niedługo się przekonasz. A teraz chodź do środka - zapraszasz, a ja podążam za tobą.



Po zapoznaniu się z poszczególnymi pomieszczeniami w naszym tymczasowym miejscu zamieszkania, jestem wprost oczarowana. Jest tu bardzo przytulnie i nastrojowo. Mogłabym tutaj zostać nawet na stałe, byleby z tobą. Po rozpakowaniu swoich rzeczy, udaję się na dół. Zastanawiając gdzie się podziałeś, ponieważ nagle zniknąłeś mi z oczu. Odnajduję cię w salonie, gdzie kończysz rozmawiać z kimś przez telefon. Słyszę jedynie, jak z kimś się żegnasz. Nie pytam cię o nic, nie chcąc wyjść na ciekawską i kontrolującą twoje życie.



- Chodźmy na spacer. Pokażę ci okolicę - wstajesz ochoczo z fotela. Zerkając nerwowo na swój telefon, a ja zastanawiam się, dlaczego tak dziwnie reagujesz. Jakbyś za wszelką cenę próbował ukryć przede mną, że przed chwilą z kimś rozmawiałeś.



Spacerujemy pośród malowniczych widoków, nie wiele ze sobą rozmawiając. Słowa nie są nam potrzebne, wystarczy nam tylko swoja wzajemna obecność. Jestem tak pochłonięta podziwianiem piękna przyrody, że zupełnie zapominam o twoim wcześniejszym dziwnym zachowaniu. Dochodząc do wniosku, że może jestem zbyt przewrażliwiona.




Uśmiech mimowolnie wpływa na moje usta, czując że naprawdę jestem znowu szczęśliwa. Nareszcie udało mi się, zostawić za sobą przeszłość i skupić na teraźniejszości. Wiele mnie to kosztowało, ale było warto. Teraz mogę powiedzieć, że znowu wróciłam do życia.
- A jednak mi się udało - patrzę na ciebie i kompletnie nie rozumiem tych tajemniczych słów.
- Możesz trochę jaśniej? - proszę o wyjaśnienie.
-  Uśmiechasz się dokładnie tak samo jak na tym zdjęciu, które masz w domu. Kiedyś ci powiedziałem, że chciałbym zobaczyć ten uśmiech znowu na twojej twarzy i tak się stało - przypominam sobie o tej rozmowie, którą odbyliśmy na początku naszej znajomości.
- Masz w tym swój duży udział. Gdyby nie ty, nie wiem czy udałoby mi się poradzić sobie z tym wszystkim. Naprawdę jestem ci za to ogromnie wdzięczna - przytulam się do ciebie, wiedząc że w żadnym innym miejscu na świecie, nie byłoby mi lepiej.
- Ktoś musi się o ciebie troszczyć i dbać. A skoro to mnie, przypadła ta rola. To mogę się wyłącznie czuć zaszczycony.




Wieczór spędzamy w salonie. Wpatruję się w ciepłe światło, płynące z kominka. Opierając swoją głowę o twoje ramię.
- Stefan, kim my tak właściwie dla siebie jesteśmy? - słowa mimowolnie wypływają z moich ust.
- Naprawdę musimy zamykać w jakieś ramy czy konwenanse naszą relację? Albo próbować definiować, to co nas łączy? Przecież to nie jest nam do niczego potrzebne i jest nam tak dobrze. Po co to zmieniać? Elina, wiesz przecież że cię uwielbiam - na potwierdzenie swoich słów, całujesz mnie delikatnie w usta.




Wtedy po raz pierwszy, zapragnęłam usłyszeć zupełnie coś innego. Przede wszystkim pewne dwa słowa, które zmieniłyby wszystko i pokazały, że także coś do mnie czujesz, poza zwykłą sympatią. Chciałam żebyś był tylko mój i nikt nie mógł mi tego odebrać. Zamiast tego staliśmy w miejscu, a mi powoli przestawało to wystarczać. Nie miałam tylko pojęcia, jak mogłabym wpłynąć na zmianę tej sytuacji.



Budzę się wczesnym rankiem, czując jak twoje ramiona obejmują mnie w talii. Uwielbiałam takie poranki, gdy budziłam się obok ciebie. To była chociaż namiastka, tego o czym marzyłam. Staram się wstać najciszej jak tylko mogę i udaję do łazienki. Ubieram się w ciemne jeansy i swój ulubiony granatowy sweter. Po czym czeszę swoje włosy w luźnego koka. 





Schodzę na dół do kuchni, w celu zrobienia dla nas śniadania. Wpatruję się w widok za oknem, czując delikatne poczucie żalu, że za kilka godzin, będę musiała wrócić do rzeczywistości. I pożegnać się z tym miejscem.
W połowie przygotowań, czuję twoje dłonie na moim brzuchu, zgrabnie wsuwające się pod sweter. Od razu na mojej skórze, pojawiają się przyjemne dreszcze.
- Dlaczego tak wcześnie wstałaś? Jesteśmy tu po to, żeby się zrelaksować, a nie zrywać się bladym świtem. Znasz definicję słowa odpoczynek? - szepczesz mi do ucha, składając pocałunki na mojej odsłoniętej szyi. Nie potrafię ci się oprzeć i powstrzymać od westchnienia przyjemności.
- Powinnam to dokończyć - staram się przywrócić nam racjonalne myślenie. Gdy twoje dłonie coraz śmielej błądzą po moim ciele.
- Później dokończymy to razem, ale teraz możemy zająć się przyjemniejszą rzeczą - odwracasz mnie w swoją stronę i wpijasz zachłannie w moje usta. Po chwili prowadząc za sobą po schodach w stronę sypialni.




Późnym popołudniem, wyruszamy w drogę powrotną. Czas tutaj upłynął nam tak szybko, że nawet nie zdążyłam dobrze się nacieszyć, tym krótkim momentem, gdzie mogliśmy być tylko we dwójkę i nikt nam nie przeszkadzał. Co podczas następnych kilku miesięcy, będzie wprost niemożliwe do zrealizowania.




- Dziękuję za ten wspólnie spędzony czas. Było naprawdę miło – mówię, gdy znajdujemy się przed budynkiem, w którym mieszkam.
- Mi też było miło. Ale będzie jeszcze wiele okazji do wspólnych wyjazdów – zapewniasz, a ja mam zamiar trzymać cię za słowo.
- Pewnie jesteś zmęczony. Nie będę cię dłużej zatrzymywać, do zobaczenia – żegnam się i udaję do swojego mieszkania, z głową pełną nowych przyjemnych wspomnień.



1 komentarz:

  1. Fajnie że udało im się spędzić razem wspólny weekend.Szkoda tylko że Stefan nie chce zapewnić Eliny że są parą.Strasznie zastanawia mnie z kim rozmawiał Stefan przez telefon. ;)

    OdpowiedzUsuń