środa, 27 września 2017

Wspomnienie Dziewiąte



- Nadal uważam, że to nie najlepszy pomysł, abym tam z tobą poszła - mówię oczekując na windę, prowadzącą do mieszkania twojego przyjaciela, gdzie ma odbyć się kameralna impreza. Nalegałeś żebym ci towarzyszyła i w końcu poznała twoich znajomych. Wciąż jestem sceptycznie do tego nastawiona, bojąc się że zwyczajnie mnie nie zaakceptują.
- Mówiłem ci tyle razy, że na pewno wszyscy cię polubią. Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić. Nie denerwuj się - zapewniasz mnie, ściskając delikatnie moją dłoń, aby dodać mi odwagi.




Przekraczamy próg, nowocześnie urządzonego mieszkania. Orientując się, że jesteśmy jednymi z ostatnich gości, a zabawa trwa w najlepsze. Biorę głęboki wdech, starając się uspokoić.
Po chwili w naszym kierunku zmierza wysoki blondyn z przyjacielskim uśmiechem na ustach.
- Cieszę się, że już jesteście. Jestem Michael, a ty pewnie to Elina. Stefan, wciąż o tobie mówi - widzę, jak gromisz wzrokiem przyjaciela, na jego ostatni komentarz. Natomiast ja jestem zaskoczona, jego słowami. Byłam mile zdziwiona, że tak często o mnie wspominałeś.
- Miło cię poznać - wymieniam uścisk dłoni z Michaelem i podążamy do salonu, starając się rozmawiać na niezobowiązujące tematy.



Po pewnym czasie, zdążyłam zapoznać się z większością osób, tutaj przebywających. Wszyscy są bardzo mili i uprzejmi. Wydają się pozytywnie do mnie nastawieni, co bardzo mnie cieszy.  Przecież tak bardzo obawiałam się ich reakcji.




Postanawiam pójść do kuchni, chcąc napić się soku, gdzie spotykam Claudię - dziewczynę Hayboecka.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawisz? - słyszę jej pytanie, nalewając sobie soku do szklanki.
- Jest naprawdę w porządku. Stanowicie zgraną grupę znajomych - odpowiadam.
- Posiedzisz tutaj ze mną? Chciałabym żebyśmy lepiej się poznały - zgadzam się i siadam na jednym z wolnych krzeseł przy stole.




Świetnie nam się ze sobą rozmawia. Okazuje się, że mamy z dziewczyną wiele wspólnych tematów i lubimy podobne rzeczy. Przez, co zupełnie tracimy poczucie czasu i zainteresowanie innymi osobami. Nieoczekiwanie nasza pogawędka schodzi na twój temat. 




- Niecodziennie się zdarza, żeby Stefan przyprowadzał ze sobą osobę towarzyszącą, na nasze wspólne spotkania. Przepraszam, że pytam wprost, ale czy wy jesteście razem? Od niego nie można się niczego dowiedzieć, wszystkiego się wypiera - z trudem przełykam łyk, pitego przeze mnie napoju.
- Ja i Stefan jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi. Nic więcej nas nie łączy, naprawdę - widzę, że Claudia jest zaskoczona moją odpowiedzią. Wydaje się być nią nawet trochę zawiedziona.
- Tylko, że przyjaciele tak na siebie nie patrzą jak wy. Wielokrotnie już dziś dostrzegłam, jak obdarzał cię ukradkowymi spojrzeniami. Znam go od dawna, ale jeszcze nie widziałam żeby troszczył się o kogoś, tak jak o ciebie. To wiele za siebie mówi - zupełnie nie wiem, co mam jej odpowiedzieć. Ja nie zauważyłam niczego podobnego.

- Mimo tego, że jesteście tylko przyjaciółmi. Proszę cię, postaraj się go nie skrzywdzić. Jakiś czas temu wiele przeszedł, zresztą na pewno sama o tym wiesz – patrzę na nią z niezrozumieniem, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Stefan o niczym mi nigdy nie powiedział - informuję ją, wywołując u niej jeszcze większe zdziwienie.
- Wiem, że to nie ja powinnam ci o tym powiedzieć, ale uważam że masz prawo wiedzieć. Obiecaj mi tylko, że nie powiesz mu skąd o tym wiesz - widzę jak waha się nad tym, czy powinna mi powiedzieć.

- Możesz mi zaufać – zapewniam ją. 
- Stefan jakiś czas temu, był  bardzo zakochany. Nie widział świata poza tamtą dziewczyną. Wszystkim wydawało się, że są dla siebie stworzeni i stanowią idealną parę. Wiesz, taka miłość od pierwszego wejrzenia. Były to jednak wyłącznie pozory. Od praktycznie samego początku, zdradzała go ze swoim dawnym znajomym. Gdy Stefan się o tym dowiedział, był załamany. Długo nie mógł dojść do siebie po tamtym rozstaniu i bardzo się zmienił. Stał się opryskliwy i wszystko mu nie pasowało, do tego zaczął lekceważyć swoje obowiązki. Nikt nie wiedział, jak ma do niego dotrzeć i mu pomóc.
Od kiedy jednak poznał ciebie, jest znowu dawnym sobą. Masz na niego bardzo dobry wpływ - jestem zaskoczona tym wszystkim, o czym się dowiedziałam. Nie spodziewałam się, że aż tak się na kimś w przeszłości zawiodłeś. Nigdy nie dałeś tego po sobie odczuć.





Naszą rozmowę przerywa twoje pojawienie. Staramy się szybko zmienić temat, abyś nie domyślił się, że rozmawiałyśmy o tobie. 
- Elina, tutaj jesteś. Wszędzie cię szukałem - widzę, że oddychasz z ulgą na widok mojej osoby.
- Zagadałam się z Claudią - dziewczyna kiwa potakująco głową, na potwierdzenie moich słów.
- Ale teraz koniec tych pogawędek. Byłbym zapomniał, Carla chciała o czymś z tobą wcześniej porozmawiać - zwracasz się do blondynki, która przeprasza nas i udaje się na poszukiwanie swojej koleżanki.
Zostajemy sami, a ja czuję się niezręcznie na wspomnienie, wcześniejszych słów mojej rozmówczyni. Przecież to niemożliwe, żebyś czuł do mnie coś więcej niż zwykła sympatia. Sam przecież, jeszcze niedawno przekonywałeś mnie, że nie masz czasu na miłość i nie chcesz się z nikim wiązać. 



- Chodź, coś ci pokażę - chwytasz mnie za rękę i kierujemy się w kierunku wyjścia z mieszkania. Następnie podążam za tobą schodami, prowadzącymi na wyższe piętra. Nie mam pojęcia, dokąd mnie prowadzisz. Ale postanawiam ci zaufać. 
Okazuje się, że zabrałeś mnie na dach, tego wysokiego budynku. Z którego rozpościera się przepiękny widok na całe miasto skąpane w ciemności nocy. Jestem zachwycona tym miejscem.
- Przepiękny widok. Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś. Ja tylko mogę pomarzyć o takich widokach na co dzień - siadam na ziemi i wparuję się w przestrzeń przed sobą. Chcąc jak najdłużej nacieszyć się tym, co mam przed sobą. Po chwili do mnie dołączasz.
- Mam jeszcze coś - wyciągasz praktycznie znikąd, dwa szklane kieliszki i butelkę czerwonego wina.
- Nie powinniśmy - od dawna unikam alkoholu. Zawsze miałam słabą głowę. Dodając do tego twoje towarzystwo, takie połączenie. Może skończyć się, czymś niekoniecznie słusznym.
- Daj spokój, kieliszek jeszcze nikomu nie zaszkodził - przekonujesz mnie i ulegam. Biorąc od ciebie jeden z kieliszków, wypełniony czerwoną cieczą. Po chwili czuję słodko- cierpki smak wina w ustach. Który tym razem,wyjątkowo mi smakuje.



Pod wpływem magicznej atmosfery, ilość wina w butelce zmniejsza się w zastraszającym tempie. Czuję jak zaczyna mi szumieć w głowie, ale jest mi tak przyjemnie, że zupełnie to ignoruję.
- Jakie jest twoje największe marzenie? - twój głos przywraca mnie do rzeczywistości. Odwracam głowę na bok, patrząc na ciebie.
- Być znowu szczęśliwą - nie waham się długo z udzieleniem odpowiedzi.
- Tylko tyle? - dopytujesz.
- Chyba aż tyle.



Po wypowiedzeniu ostatnich słów, nasze spojrzenia się spotykają, a ja wręcz zatapiam się w głębi twoich oczu. Odległość pomiędzy naszymi twarzami, z każdą upływającą sekundą, coraz bardziej się zmniejsza.
Postanawiam poddać się chwili i nie zastanawiać się nad możliwymi konsekwencjami, tego co może się stać. W tamtym momencie, chciałam tego pocałunku najbardziej na świecie. Zapomnieć wreszcie o przeszłości i zacząć żyć tym, co tu i teraz.
Gdy nasze usta mają się spotkać w tym wyczekiwanym pocałunku, słyszymy czyjeś kroki i orientujemy się, że nie jesteśmy już sami. Natychmiast odsuwamy się od siebie, a cały nastrój i wyjątkowość tej chwili, pryska jak bańka mydlana. Zdrowy rozsądek wraca na swoje miejsce, zastępując wszelkie pragnienia.



- Widzę, że urządziliście sobie własną, prywatną imprezę - postać Michaela wyłania się z ciemności. Staramy się zachowywać naturalnie i nie dać po sobie niczego poznać.
- Chciałem pokazać Elinie, to miejsce. I tak jakoś wyszło, że się zasiedzieliśmy - tłumaczysz się za nas dwoje.
- Nic nie szkodzi. Ale teraz chodźcie. Jakoś nudno zrobiło się bez was - spełniamy jego prośbę. Wracając wraz z nim.



Staram się zamaskować swoje rozczarowanie z powodu tego, że nam przerwano. Za to ty, wydawałeś się spięty całą tą sytuacją. Zaczynałam się obawiać, że żałujesz tego, co mogło się stać i zaczniesz traktować mnie od teraz z dystansem.




Gdy jest grubo po północy, postanawiamy się pożegnać z gospodarzem dzisiejszego spotkania oraz pozostałymi gośćmi i udać się do wyjścia.
Przemierzamy miasto, okryte tajemniczością nocy. A orzeźwiające powietrze, pozwala mi odzyskać trzeźwość umysłu.
Przez większość drogi milczymy, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Postanawiasz w końcu przełamać tą ciążącą nam ciszę.
- Jeśli chodzi o tą sytuację, która miała miejsce - od razu wiem, do czego nawiązujesz. Nie daję ci dokończyć, bo nie chcę usłyszeć z twoich ust, że to nie powinno się wydarzyć.
- Po prostu o tym zapomnijmy. Tak naprawdę, nic się przecież nie stało - wtrącam się.
- Masz rację. Tak będzie najlepiej. Nie powinniśmy przekraczać pewnych barier - wydajesz się pewny swoich słów. A ja czuję delikatny zawód. W głębi siebie, miałam nadzieję, że będziesz się starał przekonać mnie, że wcale nie chcesz traktować tego, jako pomyłkę. 





Po chwili robisz jednak coś, co zupełnie przeczy twoim słowom. Bierzesz mnie za rękę i łączysz nasze dłonie. W ten sposób, pokonujemy resztę drogi do mojego mieszkania. Dla postronnych osób, wyglądamy jak zakochana para, którą przecież wcale nie jesteśmy. Zaczynaliśmy się gubić we własnych uczuciach, coraz bardziej komplikując naszą relację. Wciąż toczyliśmy nieustanną walkę pomiędzy tym, czego pragniemy, a tym co powinniśmy.



- Może wejdziesz? - proponuję, nie chcąc się jeszcze z tobą rozstawać.
- Dziękuję za zaproszenie, ale lepiej będzie jak wrócę do siebie - akceptuje twoją decyzję i nie nalegam na jej zmianę.
- W takim razie, dobranoc - mówię i całuję cię w policzek na pożegnanie. Wiem, że odwagi dodają mi krążące procenty w moim organizmie. W innym przypadku, nie odważyłabym na taki gest, po wydarzeniach dzisiejszego wieczoru.



Otwierając drzwi od mieszkania, czuję się zmęczona. Ostatnie godziny, dostarczyły mi zbyt wielu wrażeń. Przez to, marzę jedynie o tym, żeby znaleźć się w swoim wygodnym łóżku i spokojnie zasnąć, choć mam wątpliwości czy będzie to możliwe. Bo choć bardzo się staram, to nie potrafię wyrzucić cię ze swoich myśli.

poniedziałek, 25 września 2017

Wspomnienie Ósme







Ostatnie dni, mijają mi na starannym wykonywaniu obowiązków w pracy i organizowaniu sobie czasu w taki sposób, aby jak najmniej o tobie myśleć.Pomimo tego,wielokrotnie łapałam się na tym, że zaraz po przeczytaniu czegoś interesującego czy obejrzeniu. A nawet chociażby wtedy, gdy zwyczajnie potrzebowałam rozmowy z drugą osobą. Chciałam do ciebie zadzwonić i się tym z tobą podzielić. Wtedy przypominałam sobie, że nie mam już do tego prawa i to na własne życzenie. Wieczorami, kiedy najbardziej brakowało mi twojego towarzystwa, zastanawiałam się czy na pewno podjęłam dobrą decyzję, odsuwając cię od swojego życia. Brakowało mi rozmowy tobą i ogólnie twojej obecności. Łudziłam się, że uda mi się zobaczyć ciebie przynajmniej przez krótką chwilę, podczas wizyt u doktora Spellera. Byłam niestety w błędzie. Albo zupełnie zrezygnowałeś z wizyt w tym miejscu, albo zmieniłeś terminy. Wszystko po, aby przypadkiem się ze mną nie spotkać Unikałeś mnie, a ja coraz gorzej sobie z tym radziłam. Zdawałam sobie sprawę, że zraniłam cię swoimi słowami i okazaniem zupełnego braku zaufania. Choć tak naprawdę byłeś jedną z osób, którym ufałam najbardziej. To samej sobie nie ufałam, co doprowadziło do zakończenia naszej znajomości.
Mimo, że próbowałam zachować ten entuzjazm, który posiadałam od niedawna. Nie udawało mi się to. Na nowo zamykałam się w sobie i traciłam chęci do dalszych postępów w terapii. Zaczynałam wątpić w jej przydatność i swoją motywację. Nie miałam już obok siebie, kogoś kto wspierał mnie i zapewniał o słuszności drogi powrotu do normalności, którą obrałam.




Przekraczam bramę miejsca, które wywołuje u mnie smutek i przywołuje najtragiczniejsze wspomnienia. Idę spokojnym krokiem alejkami, prowadzącymi do miejsca, którego nie odwiedzałam od blisko roku, ponieważ było namacalnym dowodem na prawdziwość, tych okropnych wydarzeń jakie mnie doświadczyły.
Staję na przeciwko marmurowego pomnika, z wykutymi na swojej powierzchni literami, układającymi się w imię i nazwisko kogoś, kto był dla mnie całym światem.
Wkładam do wazonu, świeży bukiet kwiatów, starając się powstrzymać łzy.
Dokładnie rok temu, straciłam ukochaną osobę.  A mój świat się zawalił. Mimo upływu dwunastu miesięcy, wciąż nie potrafię pogodzić się z tym, że to zdarzyło się naprawdę i Christiana już nie ma. Wiem, że powinnam się w końcu z nim pożegnać i ruszyć dalej, ale nie potrafiłam tego.
- Mam nadzieję, że jesteś teraz w lepszym miejscu, gdzie jesteś szczęśliwy. Staram się jakoś sobie bez ciebie radzić, ale nie bardzo mi to wychodzi - moje wypowiedziane słowa giną gdzieś, w szumie wiatru.
Pochmurny dzień i padający delikatny deszcz, idealnie obrazuje mój dzisiejszy nastrój.
Czuję jedną samotną łzę, spływającą po moim policzku. Szybko ją ścieram i ruszam w drogę powrotną do domu, aby resztę dnia spędzić najlepiej w łóżku,  przykryta szczelnie kołdrą. Udając, że mnie nie ma. Chowając się przed całym światem.




Budzi mnie odgłos, głośnego pukania do drzwi. Musiałam nieświadomie zasnąć, będąc wykończona ostatnimi nocami,  gdy zmagałam się z brakiem snu, z powodu przytłaczających mnie myśli.
Mam zamiar zignorować wizytę niespodziewanego gościa i poczekać aż po prostu sobie pójdzie. Jednak osoba po drugiej stronie, jest wyjątkowo uparta i nie zaprzestaje w swoich próbach kontaktu ze mną.
Postanawiam w końcu wstać i sprawdzić,  kto jest tym nie chcianym gościem.



- Nie obchodzi mnie to, że pewnie nie chcesz mnie widzieć. Ani to, że wolałabyś być dzisiaj sama. Wiem, jak przeżywasz dzisiejszy dzień. Potrzebujesz kogoś, kto wesprze cię w tym trudnym dla ciebie momencie. Dlatego też nie myśl sobie, że pozbędziesz się mnie stąd - nie potrafię nawet wyrazić tego, jak bardzo cieszę się na twój widok. Kompletnie się nie spodziewałam, że po wszystkich tych słowach, które ostatnio wypowiedziałam w twoim kierunku, pojawisz się tutaj. Chcąc po raz kolejny mi pomóc.
Pod wpływem nagromadzonych we mnie emocji, przytulam się do ciebie. Zaskoczony, dopiero po chwili odwzajemniasz mój uścisk. Trwamy tak przez jakiś czas w zupełnej ciszy, słowa nie są nam potrzebne. Będąc przy tobie, znów poczułam tą namiastkę spokoju, którą ostatnio utraciłam. Teraz już wiem, że to ty mi go zapewniałeś




- Przepraszam za moje ostatnie zachowanie. Tak naprawdę, wcale nie chcę przestać się z tobą widywać. Bardzo cię potrzebuję, brakowało mi twojej obecności - zbieram się na odwagę i opowiadam ci o swoich odczuciach.
- Też za tobą tęskniłem. A więc zgoda? - patrzysz na mnie z wyczekiwaniem i szczerym uśmiechem.
- Zgoda - potwierdzam swoją odpowiedź uśmiechem.
- Skoro już to sobie wyjaśniliśmy. To co powiesz na przyjacielskie wyjście do kina? -  wiem, że starasz się odwrócić moją uwagę,  abym choć na parę godzin przestała rozpamiętywać dzisiejszą, trudną dla mnie datę. Mimo to, rozważam twoją propozycję, która wydaje się kusząca.
- Daj mi piętnaście minut i możemy się zbierać. Ale to ja wybieram film - mówię tonem nie przyjmującym sprzeciwu.
- Chyba sobie żartujesz. Nie ma nawet takiej mowy, nie mam zamiaru oglądać jakiegoś romansidła - przekomarzamy się jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu mi ulegasz. W zamian za to, staram się wybrać coś, co będzie pasowało także tobie.
Potrafiłeś poprawić mi humor w przeciągu paru minut, a koszmarny dzień zmienić w naprawdę całkiem udany. Byłeś kimś, przy kim stawałam się dawną sobą. Tą, która potrafiła być szczęśliwa i cieszyć się zwykłymi drobnostkami.




- Dziękuję za miły wieczór. Naprawdę potrzebowałam, czegoś takiego, co pomoże mi się wyrwać z tego letargu w jakim ostatnio się znalazłam - dobrze było ponownie spędzić czas w twoim towarzystwie.
- Zawsze do usług - wydajesz się również zadowolony ze wspólnie spędzonego czasu.
- Do zobaczenia niedługo. Obiecuję, że już nie będę próbowała znikać bez słowa wyjaśnień, jak ostatnio - nie potrafię trzymać się od ciebie z daleka. Może kiedyś tego pożałuję, ale teraz staram się o tym nie myśleć.
- Dobrej nocy - nieoczekiwanie zbliżasz się do mnie i składasz na moim policzku, delikatny pocałunek. Po czym zostawiasz mnie samą z przyśpieszonym biciem serca i czerwonymi wypiekami na twarzy.
Staram się zignorować reakcje mojego organizmu na to wydarzenie. Przecież mamy być przyjaciółmi, dlatego też nie powinnam w żadnym wypadku tak reagować na twój pożegnalny gest.
Powoli, zaczynam się gubić we własnych odczuciach i tym, czego tak naprawdę chcę. Zastanawiam się także, kim tak właściwie dla ciebie jestem. Czy naprawdę chcesz się wyłącznie ze mną przyjaźnić, nie oczekując niczego więcej poza tym. Czegoś na co aktualnie,nie jestem gotowa.




Park to idealne miejsce na spędzenie wolnego, weekendowego popołudnia, po ciężkim tygodniu mojej pracy i twoich treningów. Leżymy obok siebie na kocu, rozłożonym na kawałku wolnej zielonej przestrzeni.
A ciepłe promienie słońca, delikatnie ogrzewają moją twarz, skrytą pod okularami. Mogłabym tak spędzić cały dzień, wsłuchując się jedynie w śpiew ptaków,dodatkowo wdychając świeże,letnie powietrze.





- Dlaczego tak właściwie jesteś sam? Nie chciałbyś się zakochać i stworzyć z kimś trwałego związku? - pytam, odwracając się w twoją stronę, opierając głowę na lewej ręce.
- Tak jest mi wygodniej. Nikt mnie nie ogranicza i mogę robić, co tylko mi się podoba. Co przy moim trybie życia, jest najlepszym wyjściem. Poza tym mam problem z zaangażowaniem się w głębszą relację, gdy do gry wchodzą takie uczucia jak miłość. Nie potrafię być z drugą osobą przez dłuższy czas. Pewnie to przez to, że kiedyś bardzo się zawiodłem. Nie chcę jednak teraz o tym mówić. Kiedyś przyjdzie czas i wszystko ci opowiem - nie wiem dlaczego odczuwam delikatne rozczarowanie z powodu twoich poglądów na związek dwojga lidzi. Staram się jednak tego w żaden sposób nie pokazywać.
- A co z tobą? Masz zamiar do końca życia, wieść samotny żywot? - słyszę twoje pytanie po chwili milczenia.
- Być może. Wydaje mi się, że nigdy nikogo tak już nie pokocham jak Christiana i zawsze będę porównywała każdego do niego - zwierzam ci się z tego, czego obawiam się najbardziej. To głównie z tej przyczyny nie chcę ponownie obdarzyć kogoś uczuciem.
- A z ideałem nikt nie będzie w stanie konkurować – dodajesz dziwnym głosem.
- Nigdy za takiego go nie uważałam. Posiadał wady jak każdy, które wielokrotnie dostrzegałam - staram się wyprowadzić cię z błędu.
- Opowiesz mi coś więcej o waszym związku? - zaskakujesz mnie tą prośbą. Od początku naszej znajomości był to temat tabu, który skutecznie omijaliśmy.
- Myślę, że jestem na to gotowa - byłeś pierwszą osobą za wyjątkiem terapeuty, z którą byłam w stanie na spokojnie o tym rozmawiać. Bez zbędnych łez i poczucia winy.




Przez następne minuty, wracam myślami do przeszłości. Opowiadam o naszym pierwszym spotkaniu, wspólnym projekcie jaki musieliśmy przygotować na zajęcia w szkole, który znacząco nas do siebie zbliżył. Pierwszej randce, wspólnych wakacjach. Decyzji o wspólnym zamieszkaniu i codziennym monotonnym życiu. Oświadczynach. W końcu dochodzę do dnia wypadku. Słuchasz wszystkiego z uwagą i tylko co jakiś czas, dopytujesz o coś. Lub kiwasz potakująco głową na znak, że mnie słuchasz.



- Z twojej opowieści wynika, że byliście bardzo zgodną parą. Musieliście się bardzo kochać - to twoje pierwsze słowa, po tym jak kończę, swoją wypowiedź.
- Tak naprawdę często się kłóciliśmy, nieraz byliśmy nawet bliscy rozstania. Ostatecznie jednak, zawsze dochodziliśmy do porozumienia. Z perspektywy czasu, postrzegam nasz związek trochę inaczej niż dawniej - przypominam sobie o naszych licznych, burzliwych momentach.




- Zastanawiałaś się kiedyś, jak wyglądałaby nasza znajomość, gdybyśmy poznali się parę lat wcześniej? - jestem zdziwiona tym pytaniem. Nie rozumiem, co ono ma do rzeczy.
- Nie. Ale myślę, że wyglądałoby to podobnie jak teraz - odpowiadam, ale w mojej głowie pojawia się inna odpowiedź. Najprawdopodobniej zakochałabym się w tobie, a ty złamał moje serce. Z powodu twojej niechęci do związków. Gdybym poznała cię w tym samym momencie, co Christiana miałabym spory problem. Nie wiedziałabym, kogo z was miałabym wybrać. Ale los przygotował dla nas inny scenariusz.Taki, w którym nie ma mowy o tym, że moglibyśmy być parą.
- Wiesz, że dobraliśmy się idealnie? Obydwoje nie chcemy się z nikim wiązać, do tego świetnie się dogadujemy. Inni mogliby tylko nam pozazdrościć takiej relacji. Naprawdę cieszę się, że cię poznałem - kładziesz delikatnie swoją dłoń na mojej, nie będąc pewnym jak zareaguję na ten gest i czy po raz kolejny cię nie odtrącę.
- Ja też się cieszę - zabieram swoją dłoń spod twojej, ale tylko po to żeby je ze sobą spleść.
Jesteś wyraźnie zaskoczony, moim tak odważnym posunięciem, ale nic nie mówisz. Byłam ci za to niezmiernie wdzięczna.
Z każdym dniem, coraz bardziej się przed tobą otwierałam. Już teraz, wiedziałeś o mnie więcej niż wszyscy moi dawni znajomi razem wzięci.
Powoli zaczynałam nie wyobrażać sobie swojego życia, bez twojej obecności w nim.



piątek, 22 września 2017

Wspomnienie Siódme

Rodzinny dom od zawsze kojarzył mi się ze spokojem i bezpieczeństwem. Moją własną oazą i azylem, miejscem gdzie całe zło otaczającego mnie świata, traciło swoją moc. To w końcu w tym, na pierwszy rzut oka niepozornym dwupiętrowym budynku - wykonanym z ciemnego drewna.Spędziłam najlepsze lata swojego życia. Pełne szczęścia i beztroski.

Przez wzgląd na to, że nie posiadałam rodzeństwa. Od dnia swoich narodzin, byłam oczkiem w głowie rodziców, którzy starali się zawsze zapewnić mi wszystko, czego potrzebuję i wychować najlepiej jak tylko potrafili. Będę im za to wszystko do końca życia, niezmiernie wdzięczna.



Otwieram drzwi, prowadzące do tak dobrze znanego mi miejsca. Od razu wyczuwam znajomy zapach świeżych kwiatów, zapewne przyniesionych rano z ogrodu, który od zawsze był królestwem mamy. Uwielbiałam podziwiać te różnokolorowe i mieniące się w letnim słońcu rośliny.
Stawiam walizkę, obok ściany, tuż przy wejściu i podążam w dalszą część domu na poszukiwanie jego mieszkańców. 

- Mam nadzieję, że dla mnie też wystarczy - mówię, widząc jak moja rodzicielka przygotowuję jedno ze swoich zapewne wyśmienitych ciast.
- Elina! Tak się cieszę, że cię widzę - w sekundę później, jestem już zamknięta w szczelnym uścisku kobiety.
- Ja też się za tobą stęskniłam, mamo - odwzajemniam jej uścisk, wdychając znajomy zapach jej perfum.
- Usiądź, ja tylko to dokończę i zaraz do ciebie dołączę - spełniam prośbę mamy i siadam przy znajomym kuchennym stole, przy którym zjadłam niezliczoną ilość śniadań.
- A gdzie tata? - chciałabym przywitać się również z nim.
- Powinien wrócić za jakąś godzinę. Nie spodziewaliśmy się ciebie tak wcześnie, więc wysłałam go po kilka potrzebnych mi rzeczy - obawiam się, że kilka w wykonaniu mamy, oznacza koszyk wypchany po brzegi. Powstrzymuję się jednak od wypowiedzenia tego na głos.
- Nie chciałam marnować czasu i postanowiłam przyjechać wcześniej. Dzięki temu spędzimy go więcej razem - cieszę się z powodu przebywania w tym miejscu. Towarzystwo członków rodziny, dobrze na mnie wpływa i pozwala uwolnić się od niechcianych myśli.



Podczas rozmowy z mamą, dowiaduję się co nowego wydarzyło się w życiu moich dawnych znajomych i sąsiadów.  Miło jest choć na chwilę, zapomnieć o własnych problemach i przypomnieć sobie, że inni wiodą normalne i spokojne życie.
- Spotkałam ostatnio przypadkiem mamę Christiana, pytała o ciebie - zaczynam nerwowo mieszać łyżeczką w swoim kubku z herbatą. 
- I co jej powiedziałaś? - czekam na odpowiedź. Czując się winna, że zerwałam z nimi kontakt. Nie potrafiłam jednak inaczej, zbyt mocno przypominali mi o mojej stracie.
- Prawdę. Powiedziałam, że zaczynasz dochodzić do siebie i starasz się żyć dalej - nie jest to dla nas łatwy temat do rozmowy, przez co atmosfera wyraźnie się pogarsza. Mama nigdy specjalnie nie darzyła sympatią ani Christiana, a już tym bardziej jego rodziny. Uważała, że patrzą na innych z góry i oceniają po pozorach. Nie raz pokłóciłyśmy się przez to o mój związek. Uważała, że nie powinnam stać się członkiem takiej rodziny. Mimo wszystko, była moim wsparciem w najgorszych dla mnie momentach, zaraz po wypadku.
- A jak oni sobie radzą? - pamiętam, że w pierwszych dniach po pogrzebie byli w fatalnym stanie, tak samo jak ja.
- Całkiem dobrze. Wydaje mi się, że pogodzili się ze stratą syna. Emilia nawet o nim nie wspomniała, starają się powoli o tym zapomnieć. Przepraszam, że w ogóle poruszyłam ten temat.  Widzę, że rozmowa o tym sprawia ci ból - mama świetnie odczytuje moje emocje.
- Wciąż nie potrafię rozmawiać o czymkolwiek, co jest związane z Christianem. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła - naszą rozmowę przerywa, głośne zamknięcie drzwi. Orientuję się,  że to pewnie tata wrócił z zakupów i czym prędzej idę w stronę korytarza, aby się z nim przywitać.



- Tato, jak dobrze cię widzieć - bez większego zastanowienia przytulam się do niego.
- Ciebie też, Elinko - słyszę jego ciepły głos. Wydaje się być, bardzo wzruszony moją obecnością tutaj. W ciągu ostatniego roku, bardzo odsunęłam się od rodziców, praktycznie ich nie odwiedzając. A nawet jeśli już to zrobiłam, to siedziałam praktycznie cały czas w swoim pokoju, gapiąc się w sufit lub okno. Dociera do mnie, że dla nich to także był trudny czas. 
Pomagam mu z zakupami i ponownie zajmując swoje miejsce, opowiadam o planach powrotu do pracy i postępach jakie czynię podczas spotkań z doktorem Spellerem. Rodzice słuchają mnie z dużą uwagą i są pełni nadziei, że teraz wszystko się w końcu jakoś ułoży. 



Większość dnia mija mi na niekończących się rozmowach z rodzicami, a także pomocy mamie przy obiedzie.
Po wspólnie spożytym posiłku, udaję się na górę do swojego  dawnego pokoju.
Znajome ściany, na których wiszą niezliczone ramki ze zdjęciami, przedstawiającymi ważne dla mnie chwile. Zabierają mnie w podróż do przeszłości. Wracam do czasów szkolnych, wakacji z rodzicami czy pierwszego spotkania z Christianem, pierwszego dnia rozpoczęcia nauki w szkole średniej.
Po raz pierwszy te wspomnienia nie wywołują u mnie smutku i łez, zamiast tego czuję jedynie nostalgię za minionymi latami.
Czuję Otaczający mnie spokój i uśmiecham się delikatnie. Do rzeczywistości przywołuje mnie dopiero, delikatne pukanie do drzwi. 
- Proszę - mówię bez zbędnej zwłoki.
- Córeczko, co powiesz na partyjkę szachów? - uśmiecham się w stronę taty i kiwam głową na znak zgody. To nasza tradycja, od kiedy tylko nauczyłam się  grać. W przeszłości, praktycznie każdy wolny wieczór, spędziliśmy w salonie przy szachownicy. Próbując wykonać ostateczny ruch.



Schodząc po schodach, słyszę dźwięk otrzymanej wiadomości. Wyciągam telefon z kieszeni swoich spodni i dostrzegam, że to ty jesteś nadawcą. Po ostatnim naszym spotkaniu, postanowiłam ograniczyć nasz kontakt. Zbyt mocno zaczęłam się angażować w naszą znajomość, na co nie jestem gotowa i chyba nigdy nie będę. Dlatego też bez czytania treści wiadomości, chowam  urządzenie i udaję się w stronę salonu. Próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia, z powodu ignorowania twojej osoby.



Następnego dnia przed południem, wybieram się na długi spacer, aby uporządkować sobie wszystko w głowie i oczyścić umysł. Nie mogę uwierzyć, że moje życie w ciągu nie całego roku tak bardzo się zmieniło.
Zastanawiam się nad wszystkim, co zdarzyło się w ostatnim czasie i nie mam pojęcia jak powinnam postąpić w związku z naszą znajomością. Czy definitywnie ją zakończyć czy brnąć w nią dalej i zobaczyć do czego nas to doprowadzi. Nie potrafię podjąć żadnej decyzji i zmęczona pokonanym dystansem, postanawiam wrócić do domu.



- Już jestem – informuję rodzinę, zdejmując buty.
- Przyjdź do kuchni - słyszę głos mamy i udaję się w jej stronę, spełniając prośbę.
- Mogę ci zadać pewne pytanie? - mówi niepewnym głosem, gdy tylko się pojawiam.
- Jasne - zastanawiam się, dlaczego jest taka tajemnicza.
- Elino, kim jest Stefan? - jestem w szoku,  słysząc twoje imię.  Skąd  mama o tobie wie? Przecież nic nie wspominałam o twojej osobie.
- To mój znajomy. Poznaliśmy się niedawno - dostrzegam swój telefon na blacie kuchennym. Musiałam go tu zostawić dziś rano. Przez to muszę się teraz tłumaczyć.
- Nie myśl, że cię kontroluję czy próbuję ingerować w twoją prywatność. Po prostu ten chłopak dzwonił tak często, aż w końcu odebrałam. Myślałam, że może to coś ważnego. On się o ciebie bardzo martwi,  prosił żebyś się z nim skontaktowała, gdy tylko będziesz mogła. Wydajesz się dla niego bardzo ważna, więc możesz mi powiedzieć prawdę. To coś co jest pomiędzy wami, to coś poważnego? - patrzę na swoją rodzicielkę z niedowierzaniem.  Jakim cudem wysnuła, tak bezsensowne wnioski. Nie mam pojęcia, jak potoczyła się ta rozmowa telefoniczna, ale mama musiała widocznie coś źle zrozumieć.
- Ale ja już powiedziałam ci prawdę. Nic nas nie łączy i nigdy nie łączyło. To tylko zwykły znajomy, który od czasu do czasu mi pomaga, gdy mam cięższy dzień. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że możemy stać się dla siebie kimś więcej - tłumaczę mamie, wiedząc że ostatnie słowa są nie do końca prawdą. Inaczej nie ignorowałabym tych wszystkich prób kontaktu.
- W porządku, zrozumiałam. Jednak ja naprawdę, cieszyłabym się gdybyś znalazła kogoś, kto byłby przy tobie. Masz prawo, ułożyć sobie życie na nowo, a nawet powinnaś - wypowiedziane słowa budzą u mnie sprzeciw.
- Nie jestem na to gotowa. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Poza tym to nie w porządku, minęło zbyt mało czasu - widzę,  że mama nie zgadza się ze mną, więc kończę tą rozmowę. Nie chcąc wywołać niepotrzebnej sprzeczki.
- Przepraszam, ale pójdę się położyć,  boli mnie głowa - wykręcam się i idę do siebie.



Późnym wieczorem, wchodzę po znajomych schodach, prowadzących do mojego mieszkania. Dwa dni w rodzinnym domu, sprawiło że odpoczęłam od zgiełku miasta.
Szukając kluczy w torebce, dostrzegam cię siedzącego na schodach z wyraźnie niezadowoloną miną i zniecierpliwieniem.
- Stefan, co ty tutaj robisz? - zastanawiam się, jaki jest cel twojej wizyty.
- Czekam na ciebie. Bo to jedyny sposób na rozmowę z tobą. Twoja mama powiedziała mi kiedy wracasz. Wytłumaczysz mi, dlaczego mnie unikasz i udajesz, że wszystko przy tym jest w porządku - wiem, że nie uniknie nas trudna rozmowa.
Wpuszczam cię do środka i biorę głęboki wdech, próbując zebrać się na odwagę i przekazać wszystko, co mam ci do powiedzenia.
- Posłuchaj, wszystko sobie przemyślałam i doszłam do wniosku, że dla wszystkich będzie lepiej, jeśli ograniczymy nasze kontakty - patrzysz na mnie z niezrozumieniem.
- O czym ty mówisz?  Dla kogo będzie lepiej, bo na pewno nie dla nas. Przecież świetnie się dogadujemy i lubimy spędzać ze sobą czas. Coś się nagle zmieniło? - chcesz otrzymać wyjaśnienia mojej decyzji, z którą nie chcesz się pogodzić.
- Nie o to chodzi. Po prostu, ja zwyczajnie się boję, że jeśli przyzwyczaję się do twojej obecności w moim życiu, a potem z jakiegoś powodu nagle znikniesz. Znowu będę musiała poradzić sobie ze stratą kogoś bliskiego. To nie będzie dla mnie łatwe i chcę tego uniknąć, zanim będzie za późno. Poza tym nasza znajomość, nie ma na dłuższą metę większego sensu. Niedługo rozpocznie się sezon, będziesz ciągle wyjeżdżał, więc i tak przestaniemy się widywać. Nie potrzebujesz kogoś takiego jak ja, z tymi wszystkimi lękami i problemami. Dodaję ci tylko zmartwień i cię ograniczam - wiem, że to tylko część prawdy, reszty po prostu nie jestem w stanie ci przekazać. Bo jak niby mam się przyznać, że muszę cię przestać widywać, bo boję się że pewnego dnia się w tobie zakocham? Przecież to niedorzeczne.
- Dla ciebie zawsze znalazłbym czas, nieważne gdzie bym się znajdował. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i możemy na sobie polegać, a z wszystkimi przeszkodami jakoś sobie poradzimy. Widzę jednak, że ty nadal kompletnie mi nie ufasz, skoro myślisz że mógłbym tak po prostu z dnia na dzień zniknąć z twojego życia. Ale skoro właśnie tego chcesz, to trudno. Nie będę się dłużej narzucać – mówisz pozbawionym entuzjazmu głosem i wychodzisz.
Nie zatrzymuję cię, choć serce wręcz błaga, abym za tobą wybiegła i próbowała dogonić. Zamykam oczy i staram się powstrzymać, napływające do oczu piekące łzy. Próbuję przekonać samą siebie, że tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie.

poniedziałek, 18 września 2017

Wspomnienie Szóste


Wracam do domu, po popołudniowym spacerze i drobnych zakupach, gdy słyszę dzwoniący telefon w torebce, przewieszonej przez moje lewe ramię. Staram się odszukać potrzebny mi przedmiot, pomiędzy kluczami, gumą do żucia i wieloma innymi rzeczami. 
Elina, kochanie jak się masz? - słyszę pytanie swojej rodzicielki, tuż po odebraniu połączenia. Muszę przyznać, że już dawno nie cieszyłam się, aż tak z powodu rozmowy z mamą. Najczęściej starałam się jak najszybciej czymś ją zbyć, aby uniknąć zbędnych pytań, często prowadzących do kłótni. 
- W porządku. Z każdym dniem, jest naprawdę coraz lepiej - staram się ją przekonać. Wiem, że ciężko jej uwierzyć w moje zapewnienia. W końcu przez tyle czasu, nie wykazywałam nawet najmniejszej ochoty na jakąkolwiek zmianę.
- Ogromnie się cieszę. Zawsze wierzyłam, że sobie poradzisz, skarbie. Może dasz się w takim razie namówić na przyjazd do nas. Chociażby w najbliższy weekend? Chciałabym cię w końcu zobaczyć - rozważam ten pomysł i uświadamiam sobie, jak dawno nie byłam w rodzinnym domu. Czas najwyższy to zmienić.
- Z przyjemnością, stęskniłam się za wami - przez następne minuty, wymieniamy opinie na temat błahych tematów. Oraz ustalamy szczegóły moich odwiedzin.
- W takim razie widzimy się w sobotę przed południem -  wyczuwam zadowolenie mamy na moje odwiedziny.
- Do zobaczenia - kończę naszą rozmowę. 

Cieszę się na myśl o powrocie w rodzinne strony. Zawsze miałam dobre wspomnienia związane z tym miejscem. 



Czwartkowy wieczór, spędzam na czytaniu jednej z wielu książek, znajdujących się w moim domu. To jedno z moich ulubionych sposobów na spędzenie wolnego czasu. Wczuwam się w przeżywanie losów bohaterów opisywanych na papierowych stronach, zupełnie odcinając się od rzeczywistego świta. Przez co, zupełnie nie słyszę dzwonka do drzwi. Dopiero za drugim razem, orientuję się, że mam niespodziewanego gościa.
Idę do frontowych drzwi i niepewnie je otwieram, nie wiedząc kogo mogę się spodziewać o tak późnej porze. Rzadko miewałam gości, a już na pewno nie odwiedzali mnie w takich porach. 
- Stefan? Co ty tutaj robisz o tej godzinie? - jestem zaskoczona twoją obecnością. Przecież nie byliśmy umówieni.
- Wpuścisz mnie? - mówisz dziwnym głosem. Bez większego zastanowienia, otwieram szerszej drzwi przepuszczając cię do środka, przy okazji dostrzegając twoją strapioną minę.



- Co się stało? - pytam cię zmartwiona, zaraz po tym jak siadamy na kanapie w moim salonie.
- Mam za sobą ciężki dzień. Pokłóciłem się z trenerem i większością drużyny. Mamy zbyt odmienną wizję, dotyczącą przygotowań do sezonu i planów startowych - przez następne minuty, słucham cię uważnie, praktycznie w ogóle się nie odzywając. Staram się zrozumieć twój punkt widzenia i spróbować pomóc w jakiś sposób. Następnie,
delikatnie próbuję ci zasugerować, że twoja reakcja była zbyt przesadna i nie powinieneś reagować tak gwałtownie. Przecież wszyscy, chcą dla ciebie jak najlepiej. 



- Pewnie masz rację. Powinienem najpierw dokładnie wszystko przemyśleć, zanim powiem coś czego będę potem żałował. Jutro postaram się załagodzić sytuację i przeprosić  - cieszę się, że nie masz zamiaru dłużej ciągnąć, tego niepotrzebnego konfliktu.
- Myślę, że to świetny pomysł - popieram w pełni twoją decyzję.
- Dziękuję ci, że mogłem się wygadać. I przepraszam za najście o takiej porze - patrzę na zegarek i orientuję się, że jest prawie przed północą.
- Nic nie szkodzi. To przecież ty nieustannie mi pomagasz. Mogłam się teraz, chociaż w minimalny sposób odwdzięczyć - byłam bardzo wdzięczna za wszystko, co dla mnie robiłeś.



- Będę się zbierał. Jest strasznie późno - chcesz już wstawać z zajmowanego miejsca, ale uniemożliwiam ci to, kładąc niepewnie swoją dłoń na twojej.
- Jeśli chcesz możesz zostać. Jest środek nocy, a ty przyszedłeś pieszo. Spacery o tej porze nie są najbezpieczniejsze - sama jestem zaskoczona, swoją nieoczekiwaną propozycją. Jednak zaproponowałam ci to mimowolnie. 
- Nie musisz się o mnie tak zamartwiać. Jestem już dużym chłopcem, potrafię sobie poradzić. Nie powinnaś aż tak się wszystkim przejmować i zakładać z góry najgorszego - moja troska, wywołuje u ciebie jedynie rozbawienie. Irytuje mnie to i denerwuje. Zaczynam żałować, że w ogóle zaproponowałam coś takiego.
- Skoro tak sądzisz - odpowiadam chłodno. Nie patrząc na ciebie.
- Przepraszam za moje słowa, głupio to zabrzmiało. Wiem, że chciałaś dobrze i doceniam to. Z przyjemnością zostanę twoim współlokatorem na tę noc - pozostaję niewzruszona na twoje słowa i w milczeniu idę do swojej sypialni, aby przygotować ci czystą pościel.
- Elina, nie gniewaj się już. Odezwij się do mnie, proszę - stoisz w drzwiach pomieszczenia, w którym aktualnie się znajduję. Patrząc na mnie wyczekująco.
-  Po co mam się odzywać? Chcesz rozmawiać z paranoiczką i histeryczką? - moje słowa są niezwykle ironiczne.
- Wiesz doskonale, że wcale tak o tobie nie myślę. Możesz mi odpuścić? Nie chcę pokłócić się jeszcze z tobą - robisz proszącą minę, a ja nie potrafię się dłużej na ciebie złościć. Nie powinnam brać wszystkiego tak dosłownie. 
- Zgoda, niech ci będzie - mówię, biorąc swoją poduszkę i kołdrę, aby zanieść je do salonu.
- Co ty z tym robisz? - widzę twoje zdezorientowanie moimi czynnościami.
- Skoro zostajesz to chyba logiczne, że śpisz tutaj. A ja skorzystam z kanapy w salonie - informuję cię o swoich zamiarach.
- Chyba żartujesz. Nie będziesz się męczyć na tym niewygodnym meblu. To twój dom, więc to ja się tam prześpię - sprzeczamy się ze sobą, jeszcze przez długi czas na ten temat. Żadne z nas nie chce ustąpić, przez co stoimy na środku pokoju i marnujemy kolejne minuty.



- A czy nie możemy spać tutaj razem? Przecież to łóżko jest ogromne, na pewno się na nim obydwoje zmieścimy i jeszcze zostanie sporo miejsca - w końcu z twoich ust padają słowa, które wprawiają mnie w konsternację.
- Spać? Razem? - jestem w stanie wypowiadać tylko pojedyncze słowa.
- A co w tym takiego strasznego? Przecież nie robimy nic niestosownego. Nie ufasz mi? - problem w tym, że zaczynałam ci ufać bezgranicznie. Obawiałam się tylko tego, że spanie w jednym łóżku, wykracza i to zdecydowanie poza naszą relację.
- Nie przeciągajmy tego dłużej. Możemy razem tutaj spać - po chwili zastanowienia, postanawiam się zgodzić i zaryzykować. Nie mam już siły na przekomarzania i chcę udać się do snu. W odpowiedzi dostrzegam twoją zadowoloną minę.



Wracam z łazienki, po krótkiej kąpieli. Splatając po drodze włosy w luźnego warkocza. Przekraczam niepewnie próg swojej sypialni, dostrzegając że zdążyłeś już zasnąć.
Oddycham z ulgą, ponieważ oszczędziło to nam wielu niezręczności. Kładę się na swojej połówce, na samym jej brzegu. Jak najdalej od twojej osoby. Staram się być jak najciszej, aby cię nie obudzić. Przykrywam się szczelnie kołdrą i przekręcam się na bok. 
Spoglądam przez okno na zachmurzone ciemne niebo, zastanawiając się nad swoim życiem. Czy jeszcze kiedyś będę w stanie przyznać, że jestem po prostu szczęśliwa? Czy uda mi się odnaleźć spokój? Chciałabym poznać odpowiedzi na te pytania i wiedzieć, co czeka mnie w przyszłości.
Wkrótce zamykam oczy i odpływam do krainy Morfeusza. Ze świadomością, że tej nocy przełamaliśmy kolejne bariery w naszej znajomości. Zaczynałam się obawiać, że jest ich coraz mniej, a nie czułam się na to w pełni przygotowana.




Ciepłe promienie słońca, zwiastujące kolejny piękny lipcowy dzień, przyjemnie padają na moją twarz, przy okazji ją ogrzewając.
Nie chcę jeszcze otwierać oczu, ponieważ jest mi bardzo przyjemnie. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek wcześniej,  moja poduszka  była taka wygodna. Mogłabym spędzić tak cały dzień.

W pewnym momencie jednak, zaczyna mi to wszystko nie pasować. Przypominam sobie o wczorajszym dniu, a właściwie wieczorze i twojej obecności. Ze strachem, szybko otwieram oczy. Orientuję się, że moja głowa spoczywa na twoim torsie, a ty dodatkowo obejmujesz mnie jedną ręką. Przez co nie mam zbyt dużego pola manewru. Nie mam pojęcia jak do tego doszło, ale  staram się jak najszybciej wyswobodzić z twojego uścisku i zakończyć tą niekomfortową, a przede wszystkim zdecydowanie niestosowną dla mnie sytuację. Według mnie to wydarzenie nie powinno mieć w ogóle miejsca. Przecież jesteśmy tylko znajomymi, za wcześnie nawet żeby określać nas mianem przyjaciół. A takie uściski, zarezerwowane dla zakochanych, dalece wykraczają poza koleżeńskie stosunki.




Nie udaje mi się niestety wstać w taki sposób, aby cię nie obudzić. Dostrzegam jak rozglądasz się wokół, starając się przypomnieć gdzie jesteś.
- Dzień dobry - witasz mnie z uśmiechem. Zupełnie nie przeszkadza ci pozycja w jakiej się znajdujemy. Wydajesz się nawet z tego zadowolony.
- Wytłumaczysz mi, jak do tego doszło? - wskazuję na nas wolną ręką.
- Męczyły cię w nocy koszmary. Nie mogłem cię dobudzić, a chciałem ci jakoś pomóc. Dlatego też objąłem cię. Opłacało się, bo widocznie poczułaś się bezpiecznie i uspokoiłaś się. Często ci się to zdarza? - uświadamiam sobie, że faktycznie nie obudziłam się podczas tej nocy przerażona, kolejnym złym snem, jak zdarzało mi się to praktycznie każdej nocy.
- Praktycznie ciągle od śmierci Christiana - imię ukochanego przechodzi mi z trudem przez gardło. Czuję się, jakbym była wobec niego nie w porządku. Przecież to w jego ramionach budziłam się, praktycznie każdego ranka. Od kiedy tylko z sobą zamieszkaliśmy.
Wstaję bez słowa z łóżka, czując coraz większe wyrzuty sumienia. Z powodu tego, że zaproponowałam ci zostanie na noc i dopuściłam do tego wszystkiego.


Ale najbardziej wstydziłam się tego, że przez krótką chwilę, poczułam że nie miałabym nic przeciwko, aby budzić się codziennie w twoich objęciach, tak jak podczas dzisiejszego poranka.
Zaczynałam się bać własnych pragnień i reakcji na twoją bliskość. Bo jak niby miałam wytłumaczyć to, że po raz kolejny czułam, przyjemne dreszcze rozchodzące się po mojej skórze w miejscach gdzie nasze ciała się stykały.
Wiedziałam, że muszę cię trzymać na dystans. Tylko tak mogłam powstrzymać, te wszystkie rodzące się we mnie  dziwne uczucia. Musiałam je zwalczyć, zanim rozwinęłyby się na dobre. Przecież obiecałam sobie, że nigdy więcej nie pozwolę żeby ktokolwiek, wkradł się do mojego serca. 

środa, 13 września 2017

Wspomnienie Piąte



Stoję ledwo przytomna, przed bramą parku. Wciąż walczę ze swoją bezsennością, dlatego też  udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Co ma dzisiaj fatalne skutki. Nie mam pojęcia dlaczego dałam ci się namówić na bieganie, w dodatku jeszcze bladym świtem. Przecież to kompletne szaleństwo, a moja kondycja jest w fatalnym stanie. Mimo wszystko, po twoich nieustannych namowach, uległam. Byłeś jedną z niewielu osób, którym nie potrafiłam odmawiać. A jeśli już nawet musiałam, to z ogromnymi trudnościami.




- Jeśli to ma mnie przekonać, że życie jest wspaniałe. To wyjątkowo marnie ci idzie - mówię w twoją stronę od razu, gdy tylko się pojawiasz.
- Minie trochę czasu i zmienisz zdanie. Poza tym  lekki rozruch, to świetny sposób na rozpoczęcie dnia - słyszę, po tym jak rozpoczynasz lekki trucht. 
- Chyba dla ciebie. Ja nie jestem sportowcem. Więc może ty sobie pobiegaj, a ja w tym czasie sobie na ciebie poczekam na jednej z ławek i porozmyślam - próbuję cię przekonać do swojego pomysłu. Odnosi to jednak marny skutek.
- Mowy nie ma. Na rozmyślanie miałaś już wystarczająco dużo czasu. Idziemy - niecierpliwisz się i chwytając swoją dłonią za mój nadgarstek, ciągniesz za  sobą.




Następną godzinę spędzamy na przemierzaniu alejek parku. Doskonale wiem, że z dużą trudnością dostosowujesz się do mojego żółwiego tempa. Jednak dzielnie trwasz przy mnie i znosisz moje nieustanne narzekania.
- Mówiłam ci, że to fatalny pomysł abym ci tutaj towarzyszyła - odzywam się zniechęconym głosem, kiedy udaje się nam okrążyć park.
- Wcale tak nie uważam. Zazwyczaj biegam sam, więc miło było dla odmiany mieć kogoś obok - mówisz z przesadnym  entuzjazmem, którego w żadnym stopniu nie podzielam.
- To coś sprzed chwili nazywasz bieganiem? Chyba ślimaka. Przyznaj, że jestem po prostu beznadziejna. Sama mam tego pełną świadomość - wywołuję u ciebie sprzeciw tymi słowami.
- Nie jesteś beznadziejna. Każdy kiedyś zaczynał. I tak poradziłaś sobie lepiej niż myślałem - staram się uwierzyć w twoje zapewnienia. Nie wychodzi mi to jednak najlepiej.
- Wracamy? - pytam cię, licząc na twoją twierdzącą odpowiedź. Kiwasz głową i ruszamy w drogę powrotną.



Podczas pokonywania kolejnych ulic, opowiadasz mi o tym jak spędziłeś ostanie dni. Słucham o twoich treningach, kolegach i ich zwariowanych pomysłach. Dzięki temu, nawet nie zauważyłam, iż znaleźliśmy się pod moim mieszkaniem.
Uparłeś się, że mnie odprowadzisz, mimo dużego nadłożenia drogi. Byłam pod wrażeniem twojej troski o mnie, przecież wcale nie musiałeś robić  tego wszystkiego.
- Może wejdziesz na górę? Zapraszam - zaskakuję cię swoją propozycją. Czuję jednak, że nie chcę się jeszcze z tobą rozstawać.
- Czyżbyś coraz bardziej się do mnie przekonywała? Oczywiście, że nie odmówię sobie skorzystania z takiego zaproszenia - z zadowoleniem podążasz za mną po schodach.



Rozglądasz się z ciekawością po moim małym mieszkaniu, chcąc zapewne na podstawie tego, dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Wciąż jestem bardzo skryta i niewiele zdradzam informacji  o sobie. Dlatego szukasz innych sposób na poznanie mojej osobowości.
- Napijesz się kawy? Herbaty? - pytam, odrywając cię od oglądania zdjęć, znajdujących się na komodzie.
- Kawa będzie idealna. Masz naprawdę piękny uśmiech, chciałbym go kiedyś zobaczyć na żywo - wskazujesz na ramkę z fotografią, na której szeroko się uśmiecham, a wiatr rozwiewa mi włosy na wszystkie strony. Pamiętam ten dzień przed dwoma laty, kiedy zostało zrobione. Były to pamiętne wakacje z Christianem. Ostatnie wspólne, kiedy towarzyszyła mi taka beztroskość i poczucie wolności. Wspomnienia z tamtego okresu, przelatują mi przed oczyma, wywołując poczucie tęsknoty.
- Niestety, nie jestem ci w stanie tego obiecać - wracam do rzeczywistości i kieruję się do kuchni, starając się nie dopuścić do siebie dołujących myśli.



- Od przyszłego miesiąca, mam zamiar wrócić do pracy - informuję cię o swojej decyzji. Długo się wahałam, ale uznałam, że będzie to najlepszy moment.
- Cieszę się. Na pewno wyjdzie ci to na dobre - wydajesz się zadowolony z tego, co słyszysz.
- Mam taką nadzieję - dobrze jest czuć, że mam u ciebie wsparcie.
Wpatruję się w twoją twarz odrobinę za długo, przez co natrafiam na twoje przenikające spojrzenie. Miałam wrażenie, że przenika ono do najgłębszych zakamarków mojej duszy. Odkrywając przy tym, wszystkie moje lęki i strach przed przyszłością.



Przerywam to dziwne, chwilowe połączenie między nami i wstaję szybko od stołu. Podchodzę do okna i wpatruję się w przestrzeń znajdującą się za nim. Nieoczekiwanie stajesz za mną i niepewnie kładziesz swoją dłoń na moim ramieniu. Staram się zapanować nad dreszczami przechodzącymi po moim ciele. Dziwnie reaguję na twoją bliskość, przez co staram się sobie wmówić, że to z powodu zbyt długiego braku kontaktu z innymi ludźmi. Nawet nie wyobrażam sobie, dopuszczenia do siebie innego wytłumaczenia tego zjawiska.
Nagle dopada mnie poczucie, że całe moje starania na wyrwanie się z tego stanu, w którym trwam są bezsensowne. To się nie może udać, jestem za słaba na pokonanie tego wszystkiego.
Zaczynam płakać, tracąc całe opanowanie jakie budowałam podczas ostatnich dni. Wszystkie obawy i nękające mnie czarne myśli, wracają ze zdwojoną siłą.
Odwracasz mnie w swoją stronę i bez żadnego słowa, przytulasz do siebie. Chcąc w jakiś sposób mi pomóc. Przylegam do ciebie całą sobą, a łzy spływające z moich policzków, plamią twoją koszulkę. 
- Przepraszam za tą chwilę słabości. Czasami zdarzają mi się takie chwile zwątpienia, bez żadnego większego powodu - mówię, gdy tylko uspokajam się na tyle, że jestem w stanie zapanować nad swoim drżącym głosem. Odsuwam się od ciebie, choć najchętniej wcale bym tego nie robiła. Ponownie zajmuję swoje wcześniejsze miejsce i chwytam w dłonie kubek z herbatą, aby móc skupić swoją uwagę na czymś innym niż twoja osoba.
- Nie masz za co przepraszać. Przecież to jasne, że na wszystko potrzeba czasu. I tak zrobiłaś, moim zdaniem olbrzymie postępy - jestem ci wdzięczna za te słowa otuchy. Motywacji do walki, dodaje mi twoja wiara w moją osobę.



- Za godzinę mam trening. Nie powinnaś jednak zostawać teraz sama. Może postaram się coś wymyślić i posiedzę tu z tobą? - nie mogę zaakceptować tej propozycji.
- Mowy nie ma. Nie będziesz przeze mnie zaniedbywać swoich obowiązków. I tak wystarczająco dużo dla mnie robisz. Zbieraj się - widzę jak z niechęcią udajesz się do wyjścia, nie będąc do końca przekonany, czy robisz słusznie.
- Ale ma pewno sobie poradzisz? - przed samym wyjściem, chcesz się upewnić, czy możesz mnie zostawić samą.
- Nic mi nie jest. Skoro przez tyle miesięcy radziłam sobie jakoś. To teraz, tym bardziej dam sobie radę. Pośpiesz się, bo inaczej się spóźnisz - próbuję cię uspokoić i sprawić, żebyś przestał się o mnie martwić.
Zamykam za tobą drzwi, zastanawiając się, jak zorganizować sobie resztę dzisiejszego dnia. 






Kolejne dni, upływają mi w atmosferze spokoju i ponownego budowania swojego życia, które znajdowało się w gruzach. Dzisiejszego dnia natomiast, ponownie znajduję się w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło.

- Muszę przyznać, że dostrzegam widoczne postępy w twoim zachowaniu i nastawieniu - odbywam kolejną wizytę u doktora Spellera -  Oby tak dalej - cieszy mnie pochwała z jego ust, ponieważ to dowód na to, że zmierzam we właściwym kierunku. Mam nadzieję, że pokonałam już największe przeszkody, przygotowane mi przez los i z każdym dniem będzie mi łatwiej. Jest jednak pewna sprawa, która wywołuje u mnie poczucie niepokoju.
- Dziękuję. Za całą cierpliwość i wyrozumiałość w stosunku do mnie - zdaję sobie sprawę, że moje wcześniejsze zachowanie musiało być trudne do zniesienia. Byłam niezwykle trudnym do współpracy przypadkiem.
- Mam tylko nadzieję, że zbliżająca się rocznica tych tragicznych wydarzeń, przez które się tutaj znajdujesz. Nie spowoduje powrotu do punktu wyjścia - od kilku już dni, obawiam się nadejścia tej daty. Nie mam pojęcia, jak zareaguje na powrót do tych traumatycznych dla mnie wspomnień.
- Staram się o tym nie myśleć, ale im bliżej tego dnia tym czuję większy niepokój. Boję się, że ponownie wszystko do mnie wróci i na nowo będę wszystko roztrząsać. Zastanawiając się jak mogłam tego uniknąć - zmierzam się ze swoich największych obaw mojemu rozmówcy.
- Na pewno ktoś powinien przy tobie być w tym szczególnie trudnym dla ciebie dniu. Ktoś w kim masz wsparcie i pomoże ci przez to przejść. Posiadasz taką osobę? - zastanawiam się nad zadanym pytaniem. Przez myśl przechodzi mi twoja osoba.
- Być może - odpowiadam jednak nieprzekonana. Przecież nie mogłam od ciebie wymagać, że będziesz na każde moje zawołanie. Dodatkowo nieustannie znosić moje wahania nastrojów.




Po skończonej wizycie, wychodzę na zewnątrz, rozglądając się dookoła. A na moje usta wpływa delikatny, ledwo zauważalny uśmiech. Tak jak obiecałeś, zaczekałeś na mnie. Wcale nie musiałeś tego robić, przecież mogłeś wykorzystać tą ostatnią godzinę na dużo pożyteczniejsze rzeczy.
Z lekkim niepokojem uświadamiam sobie, że zbyt mocno zaczynam się do ciebie przywiązywać, co może doprowadzić mnie do nieuchronnej zguby. 

sobota, 9 września 2017

Wspomnienie Czwarte


Snuję się po domu, próbując posprzątać wszechobecny bałagan. To jeden z pierwszych kroków, próby wrócenia do normalności. Postępuje według wskazówek doktora Spellera, który uważa, że powinnam zacząć od drobiazgów, czegoś co może nie jest najważniejsze, ale pomoże stopniowo dotrzeć do sedna moich problemów.
Nigdy wcześniej nie dopuściłabym do takiego nieporządku. To kolejny dowód na to, jak jest ze mną źle.
Odkładając książkę na właściwą półkę, słyszę dźwięk mojego telefonu. Jest to dla mnie coś niespotykanego w ostatnim czasie. Telefon najczęściej milczał, za wyjątkiem co tygodniowej kontroli mojej mamy, która sprawdzała czy jeszcze w ogóle żyję. Próbuję go teraz odszukać, nie pamiętając gdzie ostatnim razem go położyłam.
Po intensywnych poszukiwaniach, znajduję go na stoliku pod gazetą. Ale na odbiór połączenia, jest już za późno. 


Jednakże ktoś jest bardzo zdeterminowany, aby ze mną porozmawiać, ponieważ dzwoni kolejny raz.
- Słucham - słyszę swój niepewny głos. Z powodu nie wiedzy z kim rozmawiam.
- Elina? Już się bałem, że podałaś mi zły numer - mówisz wesołym głosem, który od razu rozpoznaję. Zawsze wypowiadałeś moje imię w charakterystyczny sposób, w jaki nikt inny nie potrafił. 
- Nie spodziewałam się usłyszeć cię tak szybko, Stefanie. A wracając do twojego pytania, niby dlaczego miałabym to zrobić? - pytam, nie rozumiejąc twojego niepokoju.
- Bo od samego początku próbujesz mnie zbyć, nie dając nam nawet najmniejszej możliwości na poznanie siebie nawzajem  - zwracasz się do mnie otwarcie. Zdążyłam już zauważyć, że jesteś niezwykle bezpośredni i najczęściej mówisz to, co myślisz.
- Za to ty, robisz wszystko abym zmieniła zdanie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego, tak bardzo ci na tym zależy - chcę poznać twój powód, dla którego zadajesz sobie tyle trudu.
- Ponieważ cię polubiłem. I myślę, że dobrze by nam się rozmawiało. Nie chciałabyś się przekonać, czy mam rację?  - próbujesz mnie nakłonić do zmiany zdania.
Zastanawiam się, co mam ci odpowiedzieć. Toczę wewnętrzną walkę pomiędzy tym, że powinnam ostatecznie ci odmówić, bo to jedyne słuszne rozwiązanie tej sytuacji, a tym że wcale tego nie chcę. Bo choć ci się do tego bym w życiu nie przyznała, to też zaczynałam powoli, pałać do Ciebie sympatią.
- A gdybym może chciała. Co byś zaproponował? - przypominam sobie o metodzie małych kroków, której mam się trzymać i uważam, że towarzyskie spotkanie jest jednym z nich. Muszę w końcu zacząć wychodzić do ludzi, a nie chować się przed całym światem, we własnych czterech ścianach.
- To samo, co ostatnio. Kiedy mi kategorycznie odmówiłaś. Liczę tylko na to, że teraz odpowiedź będzie pozytywna - wyczuwam twoje zniecierpliwienie i postanawiam nie trzymać cię dłużej w niepewności. 
- Zgoda. Przekonasz się jednak, że zupełnie nie potrzebnie zadałeś sobie tyle trudu. To będzie jedno z najnudniejszych spotkań w twoim życiu - staram się ciebie uprzedzić, że nie jestem kimś, kto dostarcza niezapomnianych wrażeń. 
- To się jeszcze okaże. Już teraz jednak wiem, że się mylisz - po tych słowach, umawiamy się jutro na spotkanie w jednej z  kawiarni, usytuowanej w centrum miasta. 

Tuż po zakończeniu naszej rozmowy, czuję się przestraszona tym, na co się zgodziłam. Nie jestem pewna, czy nie rzuciłam się na głęboką wodę i będę potrafiła wytrzymać kilka godzin w tłumie szczęśliwych osób, spędzających beztrosko czas.
Zbyt długo stroniłam od ludzi, tracąc praktycznie wszystkich znajomych. Odpychałam ich od siebie, nie dając sobie w żaden sposób pomóc, aż zupełnie stracili zainteresowanie kontaktem ze mną. Poddali się, uznając że nie ma już dla mnie żadnej nadziei. Zostałam sama, a  dotychczas nie chciałam, a przede wszystkim nie potrafiłam czegokolwiek zmieniać. Ostatnio zrozumiałam jednak, że wcale nie chcę tak dłużej egzystować i nareszcie dorosłam do decyzji, że czas spróbować pogodzić się z tym, co się stało i zacząć żyć teraźniejszością. Nie będzie to proste i pewnie tysiące razy będę chciała się poddać. W końcu nie da się tak łatwo zapomnieć o kimś, kto był miłością twojego życia i zaakceptować, że już więcej nie będzie dane go ujrzeć. To jednak ostatni moment na to, żeby zmienić kurs, prowadzący mnie do nicości. 
Z lekkim niepokojem, ale też niespotykaną często ciekawością dotyczącą naszego jutrzejszego spotkania, wracam do czynności, które wykonywałam przed twoim telefonem. 

Przekraczam próg kawiarni, w której byliśmy umówieni. Rozglądając się w poszukiwaniu ciebie. Przyglądam się obcym osobą, które zajmują praktycznie wszystkie wolne miejsca. Po krótkiej chwili, dostrzegam cię przy jednym ze stolików, położonych w dalszej części sali, wpatrujesz się w okno, intensywnie nad czymś rozmyślając. 
Punktualność to kolejna cecha jaką w tobie dostrzegłam. Z każdym kolejnym spotkaniem, odkrywałam poszczególne elementy, składające się na twój charakter i osobowość. W mojej głowie, tworzył się powoli spójny obraz twojej osoby. 
Idę powolnym krokiem w kierunku zajmowanego przez ciebie miejsca, starając się zachować spokój i udawać, że wcale nie przeszkadza mi ten kawiarniany gwar i obecność tylu otaczających mnie ludzi. Biorę głęboki wdech i staram się pozbyć swojego zdenerwowania. 
- Cześć - mówię gdy znajduję się blisko ciebie, zwracając twoją uwagę.
- Witaj. Cieszę się, że już jesteś - uśmiechasz się szeroko. Wyrażając w ten sposób swoje zadowolenie. 
Zajmuję miejsce na przeciwko ciebie, zastanawiając się jak dalej potoczy się to spotkanie. O czym mamy, tak właściwie rozmawiać? Zupełnie nie wiem, jaki temat poruszyć. Przez co zaczynam czuć się niezręcznie. 
- Całkiem ładna dziś pogoda, nieprawdaż? - to chyba najgłupsze, co mogłam powiedzieć próbując rozluźnić atmosferę.
- Naprawdę będziemy rozmawiać o pogodzie? Są chyba ciekawsze tematy do poruszenia. Może opowiesz mi coś o sobie? - patrzę na ciebie, odczuwając zawstydzenie z powodu twojego przenikającego spojrzenia. 
- Nie mam zbyt wiele do przekazania. Oprócz tego, że nie jestem rodowitą Austriaczką. Moja mama jest Szwajcarką. Mimo to, mieszkam tutaj od urodzenia. Jestem, a właściwie byłam, tłumaczem w jednym z tutejszych wydawnictw. W zeszłym roku, straciłam wszelkie chęci do życia. Sam się zresztą pewnie domyślasz, że mam problemy, inaczej nie spotkałbyś mnie pod gabinetem doktora Spellera  - postanawiam wyjawić całą prawdę, abyś zrozumiał że nasza znajomość nie ma większego sensu. 
- Jesteś w stanie opowiedzieć mi, co doprowadziło cię do takiego stanu? - pytasz niepewnie. Dostrzegam w twoim spojrzeniu, ten sam strach i niewiedzę, jak ze mną dalej postępować. Reagujesz dokładnie tak samo jak większość osób, którzy odkryli tę część prawdy o mnie. Jestem tym lekko zawiedziona, ponieważ miałam cichą nadzieję, że z tobą będzie inaczej niż z wszystkimi innymi. Mam dość współczucia i litościwych spojrzeń, które tak naprawdę nic nie znaczą. 
- Straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Mój narzeczony zginął w wypadku, wracając z odwiedzin u swoich rodziców. Powinien był zrobić to dopiero następnego dnia, ale poprosiłam go o to, by wrócił wcześniej. Dostałam grypy i nie radziłam sobie najlepiej. W jednej chwili  straciłam wszystko, zostając sama z roztrzaskanym w drobne kawałeczki sercem. Nie potrafię się z tym pogodzić, coraz bardziej pogrążając się w depresji. Wszyscy są bezradni, nie mają pojęcia jak mogą mi pomóc.

To wszystko moja wina, gdyby nie ja, nadal by żył - czuję, że mój głos zaczyna drżeć. Próbuję powstrzymać napływające do moich oczu łzy, wiedząc że to najgorszy moment na ponowną rozpacz. Jednak wspominanie na nowo tego wszystkiego, jest dla mnie koszmarem. 
- Bardzo mi przykro. Nikt nie zasłużył, aby doświadczyć czegoś takiego. To musi być dla ciebie bardzo trudne. Jednak nie możesz myśleć, że to przez ciebie. Nawet w najmniejszym stopniu, nie jest to twoją winą. Tak widocznie musiało być. Musisz to zrozumieć i przestać się obwiniać, za coś na co nie miałaś wpływu - ściskasz delikatnie moją dłoń leżącą na stoliku. Zaskakujesz mnie tym gestem. Nie jestem gotowa na jakąkolwiek bliskość drugiego człowieka, dlatego zabieram dłoń z miejsca, które zajmowała i chowam ją pod stołem. Równocześnie dostrzegam twoje rozczarowanie, z powodu odrzucenia próby pocieszenia.
- Słyszałam to już tysiące razy. To tylko puste słowa, bez żadnego pokrycia. Dla mnie życie stało się szare i bezsensowne. Nikt tego nie zrozumie - mówię z poczuciem złości.
- Pozwól mi więc spróbować sprawić, że zmienisz zdanie - zaskakuje mnie twoja odpowiedź. Myślałam, że po tym wszystkim, co usłyszałeś dasz sobie ze mną spokój. Po co ci nieustanne wysłuchiwanie złości i pretensji na temat życia, takiej osoby jak ja?
- O czym ty mówisz? - nie rozumiem twojej dziwnej propozycji.
- O tym, że udowodnię ci, iż wciąż możesz cieszyć się życiem i odzyskać jego sens - jesteś wręcz przekonany, że to  możliwe do zrealizowania.
- Nie rozumiem. W jakim celu chcesz zadać sobie tyle niepotrzebnego trudu? - próbuję dowiedzieć się, dlaczego aż tak ci na tym zależy.
- Ponieważ chcę ujrzeć na twojej twarzy szczery i niczym nie wymuszony uśmiech. Chcę porozmawiać z tobą o błahych tematach, wiedząc że nie zaprzątasz sobie wtedy myśli czymś zupełnie innym. A przede wszystkim, chcę poznać tą prawdziwą Elinę, którą byłaś kiedyś - szczerość twoich słów mnie oszałamia. Nie spodziewałam się, usłyszeć czegoś takiego. 
- A co z tobą? Z czym takim się zmagasz, że także potrzebujesz pomocy? - skoro ja się przed tobą otworzyłam, to chcę tego samego w zamian.
- Przy twoim dramacie, to właściwie nic nie znacząca błahostka. Po prostu, nie radzę sobie najlepiej z porażkami. Przez co nie kontroluję swoich napadów złości. Dostałem ultimatum, że albo coś z tym zrobię, albo trener odsunie mnie od kadry - to właśnie wtedy, dowiedziałam się, kim naprawdę jesteś. Zupełnie mnie tym zaskoczyłeś, a ja uświadomiłam sobie, jak bardzo odpłynęłam od rzeczywistości. Skoro nie miałam wcześniej pojęcia, że mam do czynienia z jedną z dum narodowych. Poczułam się jeszcze bardziej zażenowana niż do tej pory. 




Dalsza rozmowa potoczyła się już gładko. Rozmawialiśmy ze sobą, jakbyśmy znali się od wielu lat i byli najlepszymi przyjaciółmi. Zniknęło całe zdenerwowanie i strach przed oceną. Pomogło mi w tym twoje pozytywne nastawienie. Od dawna potrzebowałam czegoś takiego. Kogoś kto mnie wysłucha i nie będzie próbował za wszelką cenę, przekonać mnie do swoich racji. Po prostu potrzebowałam, kogoś takiego jak ty.




Po opuszczeniu kawiarni, daję ci się namówić na krótki spacer. Idziemy obok siebie, podziwiając kwitnące drzewa i krzewy. Lato od zawsze było, moją ulubioną porą roku. Ostatnio tylko zapomniałam jak powinnam je wykorzystywać.
- Wciąż nie udzieliłaś mi odpowiedzi, czy dasz mi szansę na kontynuację naszej znajomości - wracasz do początku naszego spotkania.
- Zastanawiałam się nad tym i chyba mnie przekonałeś, że powinnam dać ci szansę. Nie wiem tylko, czy ma to jakiś większy sens, ale możemy spróbować - może to właśnie ty jesteś tą właściwą osobą, której w jakimś stopniu uda się do mnie dotrzeć.
- Podjęłaś dobrą decyzję - nie komentuję twojej wypowiedzi, skupiając się na oglądaniu pięknego zachodu słońca. Żegnam odchodzący dzień z poczuciem smutku, ponieważ jest jednym z niewielu, które mogę zaliczyć do udanych w ostatnich miesiącach. Na pewno jednak, dodał mi energii i wiary, że może nie być jedynie wyjątkiem od otaczającej mnie szarości. 



- Gdybyś tylko poczuła potrzebę rozmowy z kimś. Możesz do mnie zadzwonić, nie ważne o jakiej porze. Jestem do usług - słyszę od ciebie na pożegnanie.
- Dziękuję za taką możliwość. Nadal nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego robisz to wszystko - nie wiele osób byłoby w stanie, tak się zaangażować w coś nie przynoszącego żadnego zysku.
- Czasem warto zrobić coś dobrego dla innych. A ty jesteś tego warta - kończysz tajemniczo i odchodzisz, nie dając mi szansy na wyciągnięcie z ciebie czegoś więcej.



Wchodzę do zajmowanego przeze mnie mieszkania z dziwnym uczuciem wiary w to, że w moim życiu coś drgnie i jeszcze kiedyś będzie dobrze. Oraz z poczuciem, iż znalazłam kogoś, kto będzie w stanie naprawdę mnie zrozumieć. Zaczynałam wierzyć, że okażesz się dobrym materiałem na kogoś , w rodzaju przyjaciela. Staram się mimo wszystko zachować rozsądek, przy tej całej niespodziewanej euforii i zbytnio się nie przyzwyczajać, aby kolejny raz się nie rozczarować.