środa, 13 września 2017

Wspomnienie Piąte



Stoję ledwo przytomna, przed bramą parku. Wciąż walczę ze swoją bezsennością, dlatego też  udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Co ma dzisiaj fatalne skutki. Nie mam pojęcia dlaczego dałam ci się namówić na bieganie, w dodatku jeszcze bladym świtem. Przecież to kompletne szaleństwo, a moja kondycja jest w fatalnym stanie. Mimo wszystko, po twoich nieustannych namowach, uległam. Byłeś jedną z niewielu osób, którym nie potrafiłam odmawiać. A jeśli już nawet musiałam, to z ogromnymi trudnościami.




- Jeśli to ma mnie przekonać, że życie jest wspaniałe. To wyjątkowo marnie ci idzie - mówię w twoją stronę od razu, gdy tylko się pojawiasz.
- Minie trochę czasu i zmienisz zdanie. Poza tym  lekki rozruch, to świetny sposób na rozpoczęcie dnia - słyszę, po tym jak rozpoczynasz lekki trucht. 
- Chyba dla ciebie. Ja nie jestem sportowcem. Więc może ty sobie pobiegaj, a ja w tym czasie sobie na ciebie poczekam na jednej z ławek i porozmyślam - próbuję cię przekonać do swojego pomysłu. Odnosi to jednak marny skutek.
- Mowy nie ma. Na rozmyślanie miałaś już wystarczająco dużo czasu. Idziemy - niecierpliwisz się i chwytając swoją dłonią za mój nadgarstek, ciągniesz za  sobą.




Następną godzinę spędzamy na przemierzaniu alejek parku. Doskonale wiem, że z dużą trudnością dostosowujesz się do mojego żółwiego tempa. Jednak dzielnie trwasz przy mnie i znosisz moje nieustanne narzekania.
- Mówiłam ci, że to fatalny pomysł abym ci tutaj towarzyszyła - odzywam się zniechęconym głosem, kiedy udaje się nam okrążyć park.
- Wcale tak nie uważam. Zazwyczaj biegam sam, więc miło było dla odmiany mieć kogoś obok - mówisz z przesadnym  entuzjazmem, którego w żadnym stopniu nie podzielam.
- To coś sprzed chwili nazywasz bieganiem? Chyba ślimaka. Przyznaj, że jestem po prostu beznadziejna. Sama mam tego pełną świadomość - wywołuję u ciebie sprzeciw tymi słowami.
- Nie jesteś beznadziejna. Każdy kiedyś zaczynał. I tak poradziłaś sobie lepiej niż myślałem - staram się uwierzyć w twoje zapewnienia. Nie wychodzi mi to jednak najlepiej.
- Wracamy? - pytam cię, licząc na twoją twierdzącą odpowiedź. Kiwasz głową i ruszamy w drogę powrotną.



Podczas pokonywania kolejnych ulic, opowiadasz mi o tym jak spędziłeś ostanie dni. Słucham o twoich treningach, kolegach i ich zwariowanych pomysłach. Dzięki temu, nawet nie zauważyłam, iż znaleźliśmy się pod moim mieszkaniem.
Uparłeś się, że mnie odprowadzisz, mimo dużego nadłożenia drogi. Byłam pod wrażeniem twojej troski o mnie, przecież wcale nie musiałeś robić  tego wszystkiego.
- Może wejdziesz na górę? Zapraszam - zaskakuję cię swoją propozycją. Czuję jednak, że nie chcę się jeszcze z tobą rozstawać.
- Czyżbyś coraz bardziej się do mnie przekonywała? Oczywiście, że nie odmówię sobie skorzystania z takiego zaproszenia - z zadowoleniem podążasz za mną po schodach.



Rozglądasz się z ciekawością po moim małym mieszkaniu, chcąc zapewne na podstawie tego, dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Wciąż jestem bardzo skryta i niewiele zdradzam informacji  o sobie. Dlatego szukasz innych sposób na poznanie mojej osobowości.
- Napijesz się kawy? Herbaty? - pytam, odrywając cię od oglądania zdjęć, znajdujących się na komodzie.
- Kawa będzie idealna. Masz naprawdę piękny uśmiech, chciałbym go kiedyś zobaczyć na żywo - wskazujesz na ramkę z fotografią, na której szeroko się uśmiecham, a wiatr rozwiewa mi włosy na wszystkie strony. Pamiętam ten dzień przed dwoma laty, kiedy zostało zrobione. Były to pamiętne wakacje z Christianem. Ostatnie wspólne, kiedy towarzyszyła mi taka beztroskość i poczucie wolności. Wspomnienia z tamtego okresu, przelatują mi przed oczyma, wywołując poczucie tęsknoty.
- Niestety, nie jestem ci w stanie tego obiecać - wracam do rzeczywistości i kieruję się do kuchni, starając się nie dopuścić do siebie dołujących myśli.



- Od przyszłego miesiąca, mam zamiar wrócić do pracy - informuję cię o swojej decyzji. Długo się wahałam, ale uznałam, że będzie to najlepszy moment.
- Cieszę się. Na pewno wyjdzie ci to na dobre - wydajesz się zadowolony z tego, co słyszysz.
- Mam taką nadzieję - dobrze jest czuć, że mam u ciebie wsparcie.
Wpatruję się w twoją twarz odrobinę za długo, przez co natrafiam na twoje przenikające spojrzenie. Miałam wrażenie, że przenika ono do najgłębszych zakamarków mojej duszy. Odkrywając przy tym, wszystkie moje lęki i strach przed przyszłością.



Przerywam to dziwne, chwilowe połączenie między nami i wstaję szybko od stołu. Podchodzę do okna i wpatruję się w przestrzeń znajdującą się za nim. Nieoczekiwanie stajesz za mną i niepewnie kładziesz swoją dłoń na moim ramieniu. Staram się zapanować nad dreszczami przechodzącymi po moim ciele. Dziwnie reaguję na twoją bliskość, przez co staram się sobie wmówić, że to z powodu zbyt długiego braku kontaktu z innymi ludźmi. Nawet nie wyobrażam sobie, dopuszczenia do siebie innego wytłumaczenia tego zjawiska.
Nagle dopada mnie poczucie, że całe moje starania na wyrwanie się z tego stanu, w którym trwam są bezsensowne. To się nie może udać, jestem za słaba na pokonanie tego wszystkiego.
Zaczynam płakać, tracąc całe opanowanie jakie budowałam podczas ostatnich dni. Wszystkie obawy i nękające mnie czarne myśli, wracają ze zdwojoną siłą.
Odwracasz mnie w swoją stronę i bez żadnego słowa, przytulasz do siebie. Chcąc w jakiś sposób mi pomóc. Przylegam do ciebie całą sobą, a łzy spływające z moich policzków, plamią twoją koszulkę. 
- Przepraszam za tą chwilę słabości. Czasami zdarzają mi się takie chwile zwątpienia, bez żadnego większego powodu - mówię, gdy tylko uspokajam się na tyle, że jestem w stanie zapanować nad swoim drżącym głosem. Odsuwam się od ciebie, choć najchętniej wcale bym tego nie robiła. Ponownie zajmuję swoje wcześniejsze miejsce i chwytam w dłonie kubek z herbatą, aby móc skupić swoją uwagę na czymś innym niż twoja osoba.
- Nie masz za co przepraszać. Przecież to jasne, że na wszystko potrzeba czasu. I tak zrobiłaś, moim zdaniem olbrzymie postępy - jestem ci wdzięczna za te słowa otuchy. Motywacji do walki, dodaje mi twoja wiara w moją osobę.



- Za godzinę mam trening. Nie powinnaś jednak zostawać teraz sama. Może postaram się coś wymyślić i posiedzę tu z tobą? - nie mogę zaakceptować tej propozycji.
- Mowy nie ma. Nie będziesz przeze mnie zaniedbywać swoich obowiązków. I tak wystarczająco dużo dla mnie robisz. Zbieraj się - widzę jak z niechęcią udajesz się do wyjścia, nie będąc do końca przekonany, czy robisz słusznie.
- Ale ma pewno sobie poradzisz? - przed samym wyjściem, chcesz się upewnić, czy możesz mnie zostawić samą.
- Nic mi nie jest. Skoro przez tyle miesięcy radziłam sobie jakoś. To teraz, tym bardziej dam sobie radę. Pośpiesz się, bo inaczej się spóźnisz - próbuję cię uspokoić i sprawić, żebyś przestał się o mnie martwić.
Zamykam za tobą drzwi, zastanawiając się, jak zorganizować sobie resztę dzisiejszego dnia. 






Kolejne dni, upływają mi w atmosferze spokoju i ponownego budowania swojego życia, które znajdowało się w gruzach. Dzisiejszego dnia natomiast, ponownie znajduję się w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło.

- Muszę przyznać, że dostrzegam widoczne postępy w twoim zachowaniu i nastawieniu - odbywam kolejną wizytę u doktora Spellera -  Oby tak dalej - cieszy mnie pochwała z jego ust, ponieważ to dowód na to, że zmierzam we właściwym kierunku. Mam nadzieję, że pokonałam już największe przeszkody, przygotowane mi przez los i z każdym dniem będzie mi łatwiej. Jest jednak pewna sprawa, która wywołuje u mnie poczucie niepokoju.
- Dziękuję. Za całą cierpliwość i wyrozumiałość w stosunku do mnie - zdaję sobie sprawę, że moje wcześniejsze zachowanie musiało być trudne do zniesienia. Byłam niezwykle trudnym do współpracy przypadkiem.
- Mam tylko nadzieję, że zbliżająca się rocznica tych tragicznych wydarzeń, przez które się tutaj znajdujesz. Nie spowoduje powrotu do punktu wyjścia - od kilku już dni, obawiam się nadejścia tej daty. Nie mam pojęcia, jak zareaguje na powrót do tych traumatycznych dla mnie wspomnień.
- Staram się o tym nie myśleć, ale im bliżej tego dnia tym czuję większy niepokój. Boję się, że ponownie wszystko do mnie wróci i na nowo będę wszystko roztrząsać. Zastanawiając się jak mogłam tego uniknąć - zmierzam się ze swoich największych obaw mojemu rozmówcy.
- Na pewno ktoś powinien przy tobie być w tym szczególnie trudnym dla ciebie dniu. Ktoś w kim masz wsparcie i pomoże ci przez to przejść. Posiadasz taką osobę? - zastanawiam się nad zadanym pytaniem. Przez myśl przechodzi mi twoja osoba.
- Być może - odpowiadam jednak nieprzekonana. Przecież nie mogłam od ciebie wymagać, że będziesz na każde moje zawołanie. Dodatkowo nieustannie znosić moje wahania nastrojów.




Po skończonej wizycie, wychodzę na zewnątrz, rozglądając się dookoła. A na moje usta wpływa delikatny, ledwo zauważalny uśmiech. Tak jak obiecałeś, zaczekałeś na mnie. Wcale nie musiałeś tego robić, przecież mogłeś wykorzystać tą ostatnią godzinę na dużo pożyteczniejsze rzeczy.
Z lekkim niepokojem uświadamiam sobie, że zbyt mocno zaczynam się do ciebie przywiązywać, co może doprowadzić mnie do nieuchronnej zguby. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz